czwartek, 19 września 2013

Propozycja do rozważenia - Rozdział VII

Minęło pięć dni, od kiedy Hao powrócił na ziemię za sprawą tajemniczej anielicy i jej towarzysza. Dla długowłosego szamana była to dość nietypowa sytuacja. Nie przypuszczał, że jeszcze będzie mu dane żyć. Miał świadomość, iż rozerwanie dusz podczas narodzin, uniemożliwiło jego dalszą reinkarnację, a przez to skazany został na śmierć. Jedynym sposobem, aby zmienić ten stan rzeczy, było ponowne złączenie dusz. Co, jak wiadomo, nie powiodło się.
Hao prychnął. Niby zwykła, nic nie warta pomyłka przy pracy, a zrujnowała mu plany, do których dążył od dawna… Ale nie podda się tak łatwo.
Rozmyślając, naciągnął na siebie ciemne spodnie. Postanowił na razie zrezygnować ze swojego dawnego stroju, gdyż nie chciał za bardzo rzucać się w oczy. Im dłużej inni myśleli, że nie żyje, tym lepiej dla niego. Machinalnie dotknął bandaża na brzuchu. Rana nie była na tyle poważna, by leżeć w łóżku przez cały czas, więc postanowił nieco rozchodzić obolałe kończyny. Poza tym musiał zacząć działać. Mimo iż sprawa dziwnej energii emanującej z szamanki intrygowała go, to wiedział, że nie może mieszkać tu w nieskończoność. Spędził w tym domu trzy dni i nie zamierzał zostać dłużej. Nawet, jeśli dziewczyna nie przejawiała względem niego złych zamiarów, a nawet gdyby, to nie był na tyle naiwny, aby tego nie zauważyć. Nie posiadał Reishi, lecz ta zdolność wtopiła mu w podświadomość, swego rodzaju "światełko", które reagowało, gdy ktoś miał wobec niego fałszywe intencje. Musiał przyznać, że to było bardzo przydatne.
Sięgał już po czerwoną koszulę, leżącą na posłaniu, gdy nagle drzwi do pokoju otworzyły się, ukazując postać drobnej, brązowowłosej dziewczyny, ubranej w jeansy i białą bluzkę.
– Przepraszam... ja-a usłyszałam hałas i chciałam sprawdzić, czy wszystko dobrze – odparła z zakłopotaniem, po czym opuściła lekko głowę, by zasłonić delikatne rumieńce na policzkach. – To ja może wrócę później…
Asakura z początku nie rozumiał przyczyn zakłopotania dziewczyny, jednak spojrzawszy na swoją nagą klatkę piersiową, owiniętą jedynie białym bandażem, domyślił się. Westchnął i przewrócił oczyma.
– Zaczekaj – zawołał obojętnie, a Emi odwróciła się. – Nic się nie stało, możesz zostać.
Brunetka uśmiechnęła się, a z jej twarzy zniknęły wszelkie oznaki onieśmielenia. Podeszła do łóżka szatyna i usiadła na nim.
– Tak właściwie, dlaczego wstajesz? Miałeś leżeć. – Uważnie obserwowała poczynania chłopaka, który sięgnąwszy po koszulę, założył ją, nie patrząc na towarzyszkę.
– Wstaję, bo odchodzę. Nie ma sensu, bym dłużej tu został. Moja rana już prawie się zagoiła – odparł, mimowolnie dotykając miejsca zranienia.
– Nie możesz! Przecież nie jesteś jeszcze w pełni zdrowy. Minęły dopiero trzy dni – zaprzeczyła, zrywając się na równe nogi. Przez chwilę z zawziętością wpatrywała się w czarne tęczówki chłopaka, lecz następnie westchnęła cicho i wolnym krokiem podeszła do okna.
Był późny ranek, więc słońce znajdowało się już dość wysoko na nieboskłonie. Delikatne promienie padały na drzewa, znajdujące się niedaleko ich mieszkania. Zielone liście, na których widniała jeszcze poranna rosa, błyszczały, jakby pokryte małymi brylantami. Do uszu dobiegały odgłosy skowronków, ukrytych między gałęziami oraz ulicznego ruchu.
– Słuchaj – zaczął łagodnym głosem, przyglądając się stojącej plecami do niego dziewczynie. – Jestem ci wdzięczny, że mi pomogłaś, ale nie zostanę.
– Nie oczekuję, że zatrzymasz się tu tylko dlatego, iż jesteś nam coś winny – oznajmiła spokojnym głosem i odwróciwszy się, ruszyła wolno w jego kierunku, aż usiadła na brzegu łóżka. – Ale mam propozycję.
– Jaką propozycję? – spytał.
Ton głosu dziewczyny sprawił, że zwrócił na nią uwagę. Usiadł koło niej na łóżku.
– Zamieszkasz u nas. Będziesz miał dach nad głową, pożywienie, a w zamian będziesz uczył mnie sztuki szamaństwa – zaproponowała. Była pewna, że to dobry pomysł. Nie wiedziała, dlaczego tak upiera się przy tym, aby szatyn został. Czuła, że powinna tak zrobić...że powinna mu pomóc. Miała świadomość, iż to nie będzie łatwe, lecz zawsze warto spróbować. – To chyba uczciwa propozycja...
– Niewykluczone... – mruknął, przyglądając się z zainteresowaniom swoim paznokciom. – Czyli chcesz, abym nauczył cię walki? Twoja matka się na to zgadza?
– Myślę, że nie będzie miała nic przeciwko.
– Nie? – zdziwił się, po czym wykrzywił usta w uśmiechu. – Czy to roztropne wpuszczać pod swój dach obcego chłopaka?
– A co? Masz jakieś nieczyste myśli? – odparła kąśliwym, ale też rozbawionym głosem.
– Nie mam – odpowiedział spokojnie. – Tylko nie rozumiem, dlaczego się tak upierasz... Rozumiem, że ci się podobam, ale...
– Nie pochlebiaj sobie. Nie lecę na pierwszych lepszych – oznajmiła, przeczesując grzywkę, która opadła jej na oczy. Nie mogła powiedzieć, że szatyn nie miał czegoś w sobie, bo przypuszczała, że nie jedna dziewczyna wzdycha na jego widok, lecz dla niej był zwykłym chłopakiem, z którym mogła się jedynie zaprzyjaźnić.
– Pierwszych lepszych, powiadasz? – spytał z przekąsem Hao.
– Tak. Wybacz, ale nie szukam księcia z bajki, który uratuje mnie przez straszliwym smokiem.
– A szkoda. Potrafię zachować się po królewsku – odparł z szelmowskim uśmiechem, którym poszczyciłby się nawet sam Orlando Bloom.
– Domyślam się – roześmiała się, lecz po chwili spoważniała. – To jak? Zgadzasz się na moją propozycję?
Asakura przez chwilę się zastanawiał, aż w końcu odpowiedział:
– Dobrze, zgadzam się.

****
Długowłosy Asakura stał - oparty o ścianę budynku w jednej z mniejszych dzielnic i trzymając ręce w kieszeniach. Czekając na Emi, która uparła się, aby Hao towarzyszył jej podczas zakupów spożywczych, przyglądał się przechodniom. Tokio było miastem, gdzie od samego rana ulice wypełniały się ludźmi. Na ich twarzach chłopak mógł odczytać różnorakie emocje. Jedni ze zniecierpliwieniem czekali na zmianę sygnalizacji świetlnej, drudzy ze znużeniem przemierzali miejskie chodniki, inni natomiast nie przejmując się niczym, dziarskim krokiem przechadzali się od sklepów do sklepów. Jednak wszystkich łączyło jedno. Czas, a właściwie jego brak. Każdy gdzieś się śpieszył; to do pracy, to na jakieś spotkanie lub po prostu, z przyzwyczajenia. Gnali przed siebie, nie zauważając otaczającego ich świata. Hao nie cierpiał tego wyścigu szczurów. Dzieci, które od najmłodszych lat musiały być najlepsze. Naukowcy, prześcigający się w tworzeniu nowych wynalazków. Wszyscy ci, zaślepieni wizją sławy i bogactwa, idą do celu po trupach, odrywając się coraz mocniej od piękna natury. To był jeden z powodów, dla których chciał stworzyć świat, niepokalany ludzką ręką.
– Na co patrzysz? – Jego rozmyślania przerwało pojawienie się Emilie, która niespodziewanie stanęła tuż obok niego. Miała na sobie czarną kurtkę, niezapiętą do połowy oraz granatową torbę, przewieszoną przez ramię.
– Na nic – burknął, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. – Możemy już iść czy będziemy tu tak stać w nieskończoność?
Dziewczyna spojrzała na niego uważnie, po czym wzruszyła ramionami.
– Dobrze, nie zrzędź już. Idziemy, jeśli ci się tak śpieszy – odparła, zostawiając chłopaka w tyle, jednak ten po chwili do niej dołączył.
Przez kilka dłuższych chwil szli w milczeniu, wsłuchując się w odgłosy ulicznego zgiełku. Powarkiwania silników samochodów zagłuszały się nawzajem niczym szykujące się do ataku dzikie psy, wydzielając przy okazji trujące dla środowiska spaliny. Hao patrzył na to z zaciśniętymi w pięści dłońmi, które schowane były w kieszeniach spodni. Nienawidził tego widoku. Nie potrafił zrozumieć, jak ludzie mogą dobrowolnie niszczyć własną planetę, tylko dlatego, aby zaspokajać własne potrzeby. Czy oni nie widzą, że doprowadzają tym do autodestrukcji? To właśnie był kolejny powód, dla którego miał takie, a nie inne marzenie. Wolał sam unicestwić rasę rudzką, zanim ona to zrobi, pociągając Matkę Naturę za sobą.
Kątem oka zerknął na idącą obok dziewczynę, która z zaciekawieniem przyglądała się grupce dziwnie ubranych nastolatków, pozujących do zdjęć. Miało się wrażenie, jakby wyjęci zostali prosto z jakiegoś filmu rysunkowego. Taki widok nie był niczym wyjątkowym w tej dzielnicy Tokio. Można zobaczyć masę młodych ludzi, przynależnych do różnych subkultur, takich jak: Lolita fashion, których stroje często nawiązywały do epoki wiktoriańskiej, charakteryzowały się przesłodzonym wyglądem niczym porcelanowa lalka ubrana w cukierkowe ciuchy, kokardki i koronki. Do tego włosy uczesane były w kucyk bądź długie fale, które miały podkreślać ich dziewczęcą urodę; Decora - połączenie różu z masą dodatków w postaci spinek, biżuterii, skarpetek różnej długości. Ten styl był powrotem do beztroskiego dzieciństwa; Jednak to kropla w morzu stylów, które można znaleźć na japońskich ulicach.
– Widzisz? – Emi wskazała na grupę. – Cosplay'erzy. Zupełnie tego nie rozumiem. – Pokręciła głową. – Przebierają się za postacie z bajek, przeznaczają większość swojego czasu na szycie strojów, które nie posłużą do niczego innego, jak do tego, aby pokazać się na ulicach Tokio. Dla mnie to zwyczajna kradzież pomysłów producentów, zwykłe powielanie oryginału. Sztuka powinna być tworzona z wnętrza – tu przyłożyła dłoń do serca – a nie, odwzorowywana na powstałym już projekcie.
Asakura przyjrzał się im uważnie, po czym wzruszył ramionami.
– Mało mnie interesują te sprawy, jednak uważam, że nie ma nic złego w wykonywaniu takich akcji. W końcu nie robią z tego profanacji, tylko poszerzają zainteresowanie przedmiotem, który w owym momencie promują. Każdy człowiek chce tworzyć coś własnego, być w czymś dobry, a jeśli dla nich pasją jest upodabnianie się do bohaterów…
– Może i masz rację – zaczęła, uśmiechając się lekko. – To nie tak, że tylko krytykuję cosplay i nic więcej. Ja naprawdę szanuję ich za ich wkład włożony w wykonanie swoich strojów i pasję. Jestem świadoma, że szycie czegoś takiego nie jest łatwe. Po prostu… do mnie to nie przemawia.
Hao pokiwał głową, jednak jego myśli krążyły teraz w innym kierunku. Zastanawiał się, czy nie lepiej byłoby odejść. Może i Emi sama zaproponowała mu, aby zatrzymał się u nich, a jej matka, ku wielkiemu zdziwieniu długowłosego, przystała na pomysł córki, mimo iż miał wrażenie, że w owym momencie widział błysk niepewności w oczach czerwonowłosej. Niemniej, nie był pewien, czy dobrze postąpił, zgadzając się. Musiał dokończyć realizować swoje marzenie. Chociaż z drugiej strony może lepiej byłoby rozeznać się w sytuacji z bezpiecznej odległości. Poza tym obiecał dziewczynie, że nauczy ją sztuki szamaństwa, a Hao Asakura nigdy nie łamie obietnic!
Zdał sobie sprawę, iż minęli już grupkę nastolatków, robiących sobie sesję zdjęciową, a teraz kierują się w stronę sklepu spożywczego, którego szyld wiszący nad szklanymi drzwiami, rzucał się w oczy z kilkudziesięciu metrów. Kolorowe znaki układały się w napis: ,,Hocky Mart", a mała namalowana wiewiórka podgryzała ostatnią literę, jakby ta była wyjątkowo smacznym żołędziem. Zwierzę, które było logiem sklepu, znajdowało się również na powieszonym na ścianie budynku plakatem, reklamującym okazję miesiąca.
– To tutaj – odezwała się stojąca obok zielonooka, spoglądając na niego wesołym wzrokiem.
Szatyn nic nie odpowiedział, a jedynie przytaknął. Gdy już mieli wejść do środka, usłyszeli za plecami szczekanie. Z ciekawości oboje odwrócili się i zobaczyli zbliżającego się do nich szczeniaka. Hao kątem oka zauważył, że Emilie rzuca mu niepewne spojrzenie, lecz w tym samym momencie pies, który już zdołał dobiec do dwójki nastolatków, skoczył przednimi łapami na długowłosego, merdając przy tym energicznie ogonem. Chłopak przykucnął, aby móc pogłaskać zwierzę za uchem, jednocześnie zastanawiając się, skąd ono się tu wzięło. Wiedział, iż pies był rasy Kishu. Poznał to po śnieżnobiałej sierści i zawiniętym ogonie, charakterystycznym dla szpiców.
– Słodka psina. – Panna Bonnet roześmiała się. – A tam chyba biegnie jej właścicielka. – Wskazała na dziewięcioletnią dziewczynkę o jasnych lokach, która zatrzymawszy się na rogu uliczki, rozglądała się na boki. Gdy w końcu wypatrzyła swoją zgubę, pobiegła w jej kierunku.
– Otis! Mówiłam ci, abyś mi nie uciekał. Niedobry pies! – skarciła psiaka, lekko dysząc. Oparła się dłońmi o kolana, aby uspokoić oddech, następnie podniosła głowę, zatrzymując spojrzenie na twarzy Hao. Po krótkiej chwili uśmiechnęła się szeroko. – Cześć! Znowu się spotykamy. Otis musi cię wyczuwać z daleka, dziwne, nie? – Jej oczy błyszczały z rozbawienia.
Asakura wyprostował się, nie rozumiejąc, co mała miała na myśli.
– Przykro mi, ale chyba mnie z kimś pomyliłaś – odparł.
Dziewczynka przekrzywiła lekko głowę niczym pies i przyjrzała się szatynowi.
– Nie pamiętasz mnie, Yoh? Spotkaliśmy się w parku nad stawem. Pamiętasz kaczki?1 – Uśmiechnęła się ponownie. Jednak Hao na dźwięk Tego imienia drgnął i cały zesztywniał. Wyczuł na sobie uważne spojrzenie Emilie, lecz starał się nie zwracać na nie uwagi.
Blondynka, jakby nie zauważając dziwnego zachowania chłopaka, mówiła dalej:
– Zapuściłeś włosy. Pamiętam, że wcześniej miałeś krótsze. Teraz nawet fajnie wyglądają – zaśmiała się.
– Naprawdę, bierzesz mnie za kogoś innego – oznajmił ostrym tonem, nie zważając na psa, który wcześniej położywszy się przy stopach chłopaka, teraz wyczuwając jego wrogie nastawienie, wstał i podszedł do swojej pani.
Dziewięciolatka przestraszona takim nagłym wybuchem, cofnęła się o krok i pokręciła głową.
– Ale ja…
Imōto, miałaś nie zaczepiać ludzi na ulicy. – Nagle usłyszeli czyjś stanowczy głos i spojrzeli w stronę, skąd pochodził.
Tuż za dziewczynką stał starszy chłopak, który mógł mieć jakieś szesnaście lat. Na jego twarzy malowało się zniecierpliwienie. Zaczesał do tyłu jasne włosy, odsłaniając zakryte wcześniej grzywką, niezwykłe fiołkowe oczy.
Hao podejrzewał, że ta dwójka nie pochodziła z Japonii, gdyż nie posiadali charakterystycznych dla mieszkańców tego kraju ciemnych włosów i oczu.
– Przepraszam, onii-san, ale Otis mi uciekł i musiałam go złapać – powiedziała właścicielka śnieżnobiałego psa, odwracając się do brata, po czym uśmiechnęła się niepewnie.
Ten pokiwał głową, jednak ściągnął lekko brwi i przeniósł spojrzenie na Hao. Przez chwilę mierzył go uważnym spojrzeniem, a następnie otoczył ramieniem młodszą siostrę, jakby chcąc bronić ją przed całym światem i rzekł:
– Dobrze, chodźmy już. Niedługo będzie obiad, a nie chcesz się chyba spóźnić, prawda? – Zmierzwił jej włosy, po czym ukłonił się w stronę Hao i Emilie. – Przepraszamy, ze przeszkodziliśmy, sayōnara.
Długowłosy obserwował, jak dwójka oddala się, a tuż za nimi raźno biegł szczeniak. Gdy zniknęli za rogiem, zacisnął pięści, dochodząc do wniosku, że to niespodziewanie spotkanie, nie było mu na rękę.
– Kim jest Yoh? – odezwała się kasztanowłosa, uważnie obserwując każdy ruch towarzysza.
– Nie wiem – warknął, jednak brzmiało to niemalże jak syk. Odwrócił się i nie czekając na dziewczynę, wszedł do sklepu.
– Ciekawe… – powiedziała do siebie cichym głosem, zastanawiając się nad czymś. Po chwili również skierowała się w stronę drzwi wejściowych.

****

Rozległo się natarczywe pukanie do drzwi.
– Na dno piekieł, czy w tym parszywym miejscu nie można mieć chwili spokoju? – Z nocnej ciszy wyłonił się poirytowany głos.
Po chwili dało się usłyszeć  dwa klaśnięcia w dłonie i dotychczas ciemne pomieszczenie, wypełniło się jaskrawym blaskiem pochodni, ukazując postać siedzącego na szerokim łożu mężczyzny, do połowy ciała przykrytego kołdrą. Jeszcze niezbyt przytomnie, przeczesał rozwichrzone słomiane włosy, zastanawiając się, kto o tej porze mógł pukać do jego komnaty. Nie spiesząc się, wstał. Był wysokiego wzrostu, o ciemnej, jakby muśniętej letnimi promieniami słońca skórze i dobrze zbudowanym ciele, które teraz zakryte było ciemną koszulką i tego samego koloru spodniami. Jednak największe wrażenie robiły jego jaskrawozielone tęczówki, wypełniające całą powierzchnię oka. Sprawiały, że każdy, kto w nie spojrzał, miał uczucie, jakby przyciągały duszę do siebie, chcąc ją zatracić. To, w połączeniu z wydajnymi kośćmi policzkowymi, sprawiało, iż mężczyzna mógł wydawać się, na swój przerażający i tajemniczy sposób, przystojny.
Ponownie ktoś zapukał do komnaty. Jasnowłosy wiedział, że było wcześnie, dla niego zbyt wcześnie. Jego organizm był tak stworzony, że budził się każdego dnia o tej samej porze. I nic nie było w stanie tego zmienić, chyba że jacyś nieproszeni koście, którzy zakłócają jego zasłużony wypoczynek. Podszedł do drzwi i szybkim ruchem pociągnął za mosiężną klamkę w kształcie smoka.
– Czego?! – warknął, lecz w następnej chwili uniósł nieznacznie brwi z zaskoczenia.
Przed nim stała jedna z sylfów, które wczorajszego dnia wynajął do służby od starego Paraldy2. Była to średniego wzrostu dziewczyna, o opadających na plecy szarych włosach, tak delikatnych, że przypominały mgłę. W blasku pochodni, jej mysia skóra wyglądała, jakby posypana srebrnym brokatem. Mężczyzna wiedział, że młodziutka twarz była jedynie pozorem. Sylfy może i nie posiadały daru nieśmiertelności, lecz żyły dłużej niż śmiertelnicy.
– Dowiem się w końcu, dlaczego dobijasz się do moich drzwi, jakby piekło się paliło? – ponaglił ze wściekłym wyrazem twarzy, nie chcąc czekać na odpowiedź cały dzień.
Paralda, opiekun sylfów, a także jego dawny przyjaciel, zapewniał dobry sprawunek swoich podopiecznych. Najwyraźniej się pomylił, nie pierwszy raz zresztą. ,,Już więcej nie dam się przekonać temu staremu gburowi", pomyślał.
Dziewczyna, jakby przywrócona do rzeczywistości, podniosła na jasnowłosego pełne strachu oczy. ,,To już się robi nudne", westchnął w myślach, po czym dał jej znać, aby zaczęła.
– Przepraszam, panie, że pana obudziłam – zaczęła nieskładnie, nerwowo zakładając pasmo mglistych włosów za lekko szpiczaste ucho. – Ale przybył książę PaImon3 i nalegał, że chce z panem porozmawiać. Czeka w Wielkiej Komnacie.
– PaImon? O tej porze? – Był niemalże pewny, że coś musiało się stać. Demon nie przychodziłby o takiej godzinie do niego, gdyby chodziło o zwykłe pogaduszki starych znajomych. – Dobrze, przekaż mu, że za moment do niego zejdę.
– Tak, panie – odparła dziewczyna, nerwowo kiwając głową.
– Odejdź już – odprawił ją znużonym gestem dłoni, nie chcąc kolejny raz czekać, aż się wysłowi. ,,Niech tylko spotkam się z Paraldem, jestem ciekawy czy według niego, tak powinna wyglądać "wyszkolona służba""– pomyślał, obserwując odchodzącą pośpiesznym krokiem szarowłosą.
Po krótkiej chwili wrócił do komnaty i zamknął za sobą ciężkie drzwi. Rozejrzał się po sypialni, w której panował bałagan. Na ciemnych ścianach wisiały powykrzywiane obrazy najsłynniejszych ziemskich malarzy, pokryte niewielką warstwą kurzu. Fascynacja sztuką ludzi pojawiła sie u niego podczas jednej z jego "tajnych misji", jak lubił je nazywać. Tak naprawdę, miały one na celu zaspokoić pragnienia jasnowłosego i zapewnić rozrywki, która tutaj - w Piekle - sprowadzała się jedynie do podrzędnych knajp, gdzie nikt nie wychodził bez uszczerbku na ciele i bólu głowy. Oczywiście pozostawały jeszcze kasyna Asmodeusza4, które znane były z dobrego poziomu - jeśli można tak powiedzieć o miejscach uciechy cielesnej - ale też z wysokiej ceny. Jednak mężczyzna miał dość tego piekielnego bagna i dlatego wyruszał na Ziemię. Przyglądając się dziełom, takich artystów jak: Rembrandt, Monet, doznał jakieś dziwnej melancholii. Doskonale pamiętał, kiedy i gdzie zdobył te okazy. Wiedział też, że poza nim, nikt ich nie widział na oczy. Z wyjątkiem samych twórców. Demoniczny urok robił swoje. Nie odczuwał żadnych wyrzutów sumienia na myśl o tym, że zmusił malarzy do stworzenia, specjalnie dla niego tych obrazów; wręcz przeciwnie. Dzięki temu czuł się… wyjątkowy. Jakby każda scena, przedstawiająca największe zwycięstwa jego świata, zawierała cząstkę jego osoby, wyszczególnionej, osobistej.
Podszedł do najbliższego dzieła i wyrównał go. ,,Muszę zapamiętać, aby później wezwać kogoś, by tu posprzątał", pomyślał, po czym skierował się w stronę szafy. Po drodze, zatrzymał się przed dużym, półokrągłym oknem, z którego rozlegał się widok na niemalże całą wschodnią część Drugiego Kręgu5. Ktoś nieobyty w tym piekielnym świecie, miałby wrażenie, że przez cały czas panuje mrok, jednak on - wielki demon, żyjący już od kilku tysięcy lat - potrafił rozróżnić noc od dnia. Spojrzał w niebo, spowite ciemnoszarą narzutą oraz przebijającą się przez nią, siecią delikatnych, rubinowych linii niczym pęknięcia na szkle. Taki obraz widywał o każdej porze, lecz wiedział, iż w dzień jarzą się nieco słabiej. Czasami miał wrażenie, jakby te cienkie żyłki odzwierciedlały jego nastrój. Gdy był zły, żarzyły się szkarłatnym odcieniem na kształt krwi jego znienawidzonych wrogów. Jednak, kiedy w jego duszy panował spokój, linie były prawie niewyraźne, jakby pokryte mgłą.
Westchnął z irytacją. Zamiast być już w drodze do Wielkiej Komnaty, to wyglądał przez okno! Naprawdę, musi skończyć marnować czas na głupoty. Podszedł do hebanowej szafy, z której wyciągnął długi, rdzawy płaszcz, jeden z jego ulubionych. Jednakże złośliwi twierdzili, że kolorem przypomina bardziej zgniłą pomarańczę. ,,Tak jak moja dusza" – dodawał wtedy w myślach, a na jego twarzy gościł jedynie nieznaczny, złośliwy uśmiech.
Po kilku minutach szedł już długim korytarzem, prowadzącym do komnaty spotkań, gdzie czekał na niego przybysz. Dotarłszy do ogromnych drzwi, nakazał strażnikowi pilnującemu wejścia, otworzyć je. Ten skłonił się nisko i wykonał rozkaz. W następnej chwili po sali rozległ się czyjś tubalny głos:
– Siema, Emma6! Długo kazałeś mi na ciebie czekać, nie ma co. Jeszcze trochę, a wyhodowałbym kwiatki pod stopami.
Słomianowłosy demon westchnął. To będzie długi dzień…

****
1Zainteresowanych odsyłam do rozdziału III^^
2według okultyzmu, Paralda był władcą sylfów - duchów powietrza.
3Paimon- według Goecji, jest dziewiątym duchem, a  według tradycji okultystycznej wielkim królem i wiernym sługą Lucyfera, który pochodził z chóru panowań, a teraz rozporządza 200 legionami duchów, której część jest potęgami, a część aniołami. U mnie jest jednym z 8. Wielkich Książąt Piekła.
4Asmodeusz- występuje m.in. w Biblii, w Księdze Tobiasza. Według demonologii, zarządca piekielnych domów gry. Według różnych źródeł jest diabłem rozkoszy cielesnych i przepychu; demonem niezgody małżeńskiej.
5Jeden z Ośmiu Kręgów Piekła. Struktura ta została stworzona przeze mnie i z biegiem wydarzeń wyjaśnię dokładniej, jak ona wygląda.
6Emma-ō - japoński władca piekieł.

****

Tak, wiem. Nawet wstyd mi tłumaczyć, dlaczego rozdział ta długo się nie pojawiał, a gdy już go wstawiłam, to jego jakość jest po prostu… nie, nic nie mówię, bo pewna osoba już mnie za to zamorduje. :P
Miałam wielkie plany na te lato, odnośnie bloga, wyszło jak wyszło. Przepraszam Was, że tyle musieliście czekać(jeśli ktoś jeszcze czeka…).
Następny rozdział…nie wiem, kiedy będzie. Rozpoczynam studia, za tydzień już wyjeżdżam, ale postaram się pisać w każdej wolnej chwili. Nic nie obiecuję, bo to nie ma sensu.
Rozdział dedykuję wszystkim, którzy rozpoczęli nowy rok szkolny(także akademicki^^), a specjalne podziękowania ślę dla Yohao, bez której tego rozdziału by nie było. Dzięki, że mnie tak zadręczałaś. :D

Niech okna i wiewiórki będą z Wami!

6 komentarzy:

  1. Bardzi podoba mi się ten rozdział.
    Twoja fabuła jest ciekawa i intrygująca.
    Czekam na next.
    Pozdrawiam;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Pierwsza? Ech.. No cóż, muszę się zadowoli srebrem... Nevermind!
    Cieszę się, że nie narzekasz, bo naprawdę nie ma na co! Ile razy mam Ci tłumaczyć, że masz świetny styl pisania i nie musisz się wstydzić pokazywać swoich rozdziałów! Gdyby wszyscy przejmowali się tak jak Ty, to 80% blogów należałoby chyba usunąć... Więc na przyszłość, nie waż mi się narzekać! A do pilnowania - polecam się na przyszłość :)
    Wiesz, przyznam szczerze, że zanim jeszcze zaczęłam czytać zrobiłam sobie całą listę pewnych..hmm.. obiektów, na które liczyłam w rozdziale :D I nie zawiodłam się! Znalazłam wszystkie! Gratuluję! :D
    Ale uważanie wyglądania przez okno za marnowanie czasu to przesada! Przecież to jasne, że bez tego nie zyska się tej niezwykłej umiejętności wypowiadania się!
    To teraz zaczynając od początku... Podobała mi się ta scena w pokoju Hao :D Taka... naturalna :) Chociaż niektóre teksty Hao przypominały mi PEWNĄ osobę... Oj, nie wiem, czy on by się z tego porównania ucieszył xD Ale moim zdaniem to było świetne!
    Wiesz, byłam ciekawa, po co Ci nazwa sklepu spożywczego... Ale Wiewiórka? Naprawdę? xD Gdybym mieszkała w Tokio (albo w okolicach) to wszystko kupowałabym tylko tam :D
    Moment, w którym Kimiko wzięła Hao za Yoh był taki kochany <3 Napiasłabym, że się rozpływam, ale... sama wiesz xD I dodatkowy plus za kaczki! Ciekawa jestem, czy to wpłynie jakoś na decyzję Hao odnośnie ewentualnego pojednania się z braciszkiem...
    I teraz część, przy której chylę czoła *kłania się*. Wiem, że część tego opisu już widziałam, ale kiedy widzę, jak bardzo napracowałaś się przy tym rozdziale... Szukanie demonów, wymyślanie struktury całego piekła... Szacun! Jestem ciekawa, co z tego wszystkiego wyniknie... I wiem, że to może trochę chore, ale aż chciałabym pospacerować to tych wszystkich miejscach... Oczywiście w odpowiednim towarzystwie!
    Jeżeli chodzi o strefę stylistyczno-gramatyczną to widziałam kil.. parę drobnych błędów. Jak chcesz to mogę Ci potem napisać, co zwróciło moją uwagę :)
    Dziękuję za cudowny rozdział, który bardzo poprawił mi humor po powrocie ze szkoły, a zarazem dał siłę na zmagania z angielskim, który zaczyna się za..hmm.. 10 minut?
    Mam nadzieję, że Twój blog zyska nowych czytelników, bo grzechem byłoby nie podzielić się taką świetną historią :)
    Pozdrawiam i niech okna będą z Tobą! :*

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja zadowolę się brązem :D
    Baaardzo podoba mi się twój styl pisania. Trudno oderwać się od czytania. Dużo opisów, szczegółów - to lubię.
    Scena z Kimiko i jej pieskiem była cudowna. Niech Hao się tak nie denerwuje, przecież skomplementowała przy okazji fryzurę.
    Dobrze, że Emi poprosiła o to szkolenie, Hao nie ruszy się przez najbliższy czas z Tokio.
    Jestem pod wrażeniem twojego opisu piekła i tamtejszych postaci. Musiałaś zrobić niezły research, jak powiedziałaby moja koleżanka.
    Z niecierpliwością czekam na next!

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie martw się, rzeczywistość często trolluje nasze plany. Ja tak mam cały czas.^^' Poza tym Ty po dłuższej przerwie przynajmniej publikujesz coś ciekawego i konstruktywnego, a ja? A ja to, co zwykle, czyli badziew.:/ Ech...
    Powiedziałabym, żebyś się nie martwiła studiami, ale z doświadczenia wiem, że to nie wiele daje. Sama się wtedy ogromnie denerwowałam, na szczęście niepotrzebnie, jak się potem okazało.:) Studia to fajna sprawa.:) Choć nie ukrywam, że byłabym szczęśliwsza móc studiować bliżej domu... Ale będzie dobrze, zobaczysz.;)
    Nom, to może teraz cosik na temat.;)
    Szkoda, że Hao znowu rozkminia nad swoim planem. To znaczy nie, że nie rozumiem powodów, dla których to robi, bo jak najbardziej je rozumiem. Ale może zamiast znowu obmyślać plan unicestwienia ludnośi, mógłby dla odmiany spróbować poszukać innego rozwiązania? Ja wiem, że to łatwiej powiedzieć... Ale skoro tyle razy nie udawało mu się z jego planem, to może warto spróbować czegoś innego?;) Tym bardziej, że przy tym czymś innym mógłby liczyć na wsparcie, a razem zawsze jest łatwiej.:)
    Miałam głupi wyszczerz, jak Emi wparowała do pokoju Hao, wiesz?XD Oj przy mnie to Hao miałby przekichane... Cały czas "przypadkiem" wchodziłabym mu do pokoju.XD Cieszę się, że Emi przekonała Hao do zostania, bo jakby na to nie patrzeć, będzie u niej bezpieczniejszy. Bo i opieka, i wyżywienie, i ktoś, z kim można pogadać... To jest naprawdę ważne, zwłaszcza że Hao wciąż jest ranny. Choć jak dla mnie mógłby też kurować się u braciszka.XD
    Oj tak, po Tokyo chodzą dziwni ludzie.XD Myślę, że nawet tacy psychole jak X-laws nieszczególnie wyróżnialiby się z tłumu.^^' Ale to w sumie całkiem sympatyczne. Świat jest wtedy bardziej kolorowy, weselszy.:) I jak na przykład u nas, w Polsce, na takie osoby od razu by się wszyscy dziwnie gapili, tak w Japonii jest to zupełnie naturalne. Mówiłam już, że to wspaniały kraj?^o^
    Oj no, dlaczego Hao był taki niemiły wobec tej dziewczynki? No dobra, wiem dlaczego, ale jednak... Mam taką cichą nadzieję, że Emi nie zostawi tego faktu, będzie drążyć, aż w końcu do wie się o Yoh i podejmie odpowiednie kroki.;D I ciekawi mnie, co zrobi ta dziewczynka, kiedy znowu natknie się na Yoh.;D
    Fragmentu z demonami trochę nie ogarniam, zalał mnie zbyt wielki potok informacji.XD Ale jak najbardziej było ciekawe.;) Myślę, że stopniowo będę się wgłębiać w ten świat demonów. Bo pewnie nie będę miała wyboru, ale to szczegół.XD Słusznie podejrzewam, że będziemy mieli niedługo na naszym świecie pewne nieproszone, demoniczne kości?XDD
    Rozdział jak zwykle się podobał.:) Dobrze było znowu przeczytać coś Twojego.:)
    Buziaczki i czekam na next:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetnie się zaczyna! Życzę powodzenia na studiach i dodawaj szybko następny <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Dodaj szybko następny!

    OdpowiedzUsuń