Witam,
nie wiem czy ktoś tu jeszcze mnie pamięta, ale wracam, by powiedzieć, że żyję.
Ledwo, ale jednak. Jestem świadoma, że od ostatniego rozdziału minęło dużo
czasu i mogę Was jedynie bardzo przeprosić. Ten rozdział miał być dłuższy, ale
postanowiłam opublikować tyle ile mam, bo nad kolejną częścią muszę przysiąść,
a sesja w tym nie pomaga. I postaram się nadrobić wszystkie zaległe rozdziały u
Was, w końcu.
Cóż, zapraszam do czytania!
* * * *
Myślę, że powinieneś już
wrócić do pokoju. Jutro musisz wstać wcześnie, a wiesz, że Anna nie
będzie zadowolona, jeśli zaśpisz.
Szatyn otworzył oczy, zaskoczony
pojawieniem się nagłego dźwięku, rozpraszającego nocną ciszę. Odwrócił się w
stronę przyjaciela, lecz zaraz przeniósł wzrok na rozgwieżdżone niebo i uśmiechnął
się lekko.
— Spokojnie, Amidamaru, Anna nie
będzie zła — skrzywił się nieco. — Dobrze, może będzie, lecz szkoda marnować
takiej nocy na sen.
Obaj znajdowali się na dachu, na który
Yoh przeniósł się niedługo po kolacji. Samuraj oczywiście nie chciał zostawiać
swojego szamana samego, zwłaszcza, gdy ostatnio chłopiec był rozchwiany
emocjonalnie z powodu ostatnich wydarzeń i koszmaru, który — na szczęście — do
tej pory się nie powtórzył. Jednak wyglądało na to, że z każdym dniem, Yoh
radził sobie z tym coraz lepiej. Przynajmniej Amidamaru miał taką nadzieję.
Podniósł głowę w stronę nieba, nadal
pamiętając, jak to jest czuć na swojej skórze powiew chłodnego, nocnego wiatru.
Czasem odnosił nieco podobne wrażenie, będąc w jedności z Yoh. Musiał przyznać,
że po tych wszystkich latach tułaczki na świecie jako niematerialna istota, było
to cudowne uczucie. Były chwile, kiedy zastanawiał się czy gdyby miał okazję
powrócić do życia, zrobiłby to. Jednak szybko odrzucał tę myśl. Miał już swój
czas, a teraz cieszył się, że mógł pomagać młodemu Asakurze w jego drodze.
— Prawda, to piękna noc — odparł. —
Mój sensei powiadał, że w gwiazdach ukryte są tajemnice świata, a tylko
prawdziwy samuraj potrafi w nich zobaczyć swoje przeznaczenie.
— Hmm... — Chłopak zamyślił się,
leżąc z rękami założonymi za głową.
Przez chwilę panowała między nimi
cisza, a w tle dało się słyszeć jedynie szmery zwierząt grasujących po okolicy.
Yoh cieszył się, że miał możliwość mieszkać na przedmieściach, zamiast w
centrum Tokio, gdzie hałas i wyścig szczurów były stałym elementem życia.
Ludzie śpieszyli się nieustannie, bez chwili wytchnienia, nie zauważając świata
wokół nich. Racjonalność i dążenie do rozwoju technologicznego doprowadziło do
tego, że świat duchowy został zepchnięty do mitów i bajek. Chłopak nieraz to
obserwował i wiedział, że nie mógłby się odnaleźć w takim miejscu.
— Amidamaru? — Młody Asakura
podniósł się do pozycji siedzącej, ale jego wzrok niezmiennie skierowany był w
jakiś punkt w oddali.
— Tak, Yoh?
— Czy mógłbyś nauczyć mnie więcej
o sztuce samurajskiej i twoich umiejętności? Chcę poznać cię jeszcze bardziej.
Żeby podczas walki nie korzystać tylko z naszego połączenia. Myślę, że jeśli
poznam to, czego się kiedyś nauczyłeś, to nasza jedność będzie jeszcze lepsza.
Duch przyjrzał się chłopcu,
zastanawiając się nad prośbą. Ostatnie miesiące Młody Asakura spędził na
treningach do Turnieju oraz doskonaleniu swoich umiejętności i Amidamaru
uważał, że takie dodatkowe zajęcie nie było koniecznie. Jednak miał przeczucie,
że za tym kryje się coś więcej. Podejrzewał, że jego przyjaciel potrzebuje
jakiegoś wyzwania, oderwania się od niechcianych myśli i skupienia się na
ćwiczeniach. Amidamaru nie mógł mu odmówić.
— Oczywiście. Możemy zacząć jutro.
— Świetnie! — Yoh zerwał się i
uśmiechnął szeroko. — Kiedy Anna się o tym dowie, może odpuści mi swoje
treningi.
— Szczerze w to wątpię,
przyjacielu — zaśmiał się.
Chłopakowi nieco zrzedła mina, lecz w
następnej chwili spojrzał przed siebie na otaczający go nocny krajobraz i uśmiechnął
się łagodnie.
Zostali na dachu jeszcze przez jakiś
czas, aż w końcu młody Asakura został przekonany przez jednego z dawnych
mieszkańców posiadłości, na którym wisiała wizja złej Anny, do powrotu do
swojego pokoju.
****
Słomianowłosy demon rozmasował
palcami skronie, gdy ból głowy spowodowany zbyt wczesną pobudką, dawał o sobie
znać. W dodatku podejrzewał, że niespodziewana wizyta Paimona nie miała w sobie
nic z chęci pogawędki z długo niewidzianym przyjacielem. Westchnąwszy, rozsiadł
się na zdobionym fotelu i spod przymrużonych oczu spojrzał na towarzysza.
— Co cię sprowadza o tej porze?
— Ważne wieści, Emma — odparł
niewyraźnie, poprawiając na głowie wysadzany kosztownymi klejnotami diadem. —
Ważne wieści.
— Mówiłem, żebyś mnie tak nie
nazywał— warknął, wpatrując się w niego ze złością. Jego dawni przyjaciele
upodobali sobie przedrzeźnianie go tym ludzkim imieniem, nie zważając na jego
rozdrażnienie.
Paimon posłał mu szeroki uśmiech, który
szybko zniknął, ustępując miejsca poważnemu wyrazowi twarzy.
— Masz problem. Wczoraj, pod
koniec dnia...
— Mów wyraźnie.
Blondyn zbył jego słowa machnięciem
ręki, lecz zaczął mówić wolniej, starając się być bardziej zrozumiałym.
— Jak mówiłem, wczoraj wieczorem
doszło do podpalenia twoich posiadłości na granicach Trzeciego Kręgu. Moi ludzie
przybyli na miejsce najszybciej jak się dało, ale niestety nie udało się
uratować dobytku. Piekielny ogień jest paskudnym dziadostwem. Przykro mi.
"Cholera, miałem tam spory
zbiór", westchnął Emezael, wpatrując się w szklankę ze szkocką whisky. Od
wielu lat zbierał wszelakie arcydzieła, które zwróciły jego uwagę. W pewnym
momencie musiał znaleźć dla części inne miejsce, więc idealnym wyjściem
wydawało się umieszczenie ich w prywatnych posiadłościach w różnych Kręgach.
— Podejrzewasz, co się stało? —
spytał.
— Takie podpalenia nie są niczym
niezwykłym, zwłaszcza w tamtych rejonach. I może nic bym nie podejrzewał,
gdybym w gruzach nie znalazł tego. — Sięgnął do płaszcza, wyciągając małe
drewniane pudełko i podał je przyjacielowi.
Wziąwszy do rąk, podniósł wieczko, spodziewając się niemal wszystkiego.
Wziąwszy do rąk, podniósł wieczko, spodziewając się niemal wszystkiego.
— Chyba żartujesz — warknął,
wyciągając rozłożystą różę o czarnej łodydze i czerwonych płatkach. Gdy roztarł
między palcami jeden płatek, ten rozpuścił się, a po ręce spłonęła krew.
Emezael przeklął pod nosem, wrzucając
roślinę z powrotem do pudełka i wycierając się serwetką. Już od pierwszej
chwili wiedział, do kogo należy kwiat. Tego gatunku róże bardzo trudno
wyhodować, więc niewiele demonów ma chęci się tym zajmować. Zwłaszcza, że kwiaty
nie mają żadnej wartości. Aby stworzyć ten gatunek potrzeba specjalnego nawozu,
produkowanego z jeszcze żywych ludzi, którzy w piekielnych fabrykach na
obrzeżach Ósmego Kręgu przerabiani są na produkt docelowy. Większość demonów
woli nie polować bezpośrednio na ludzi, co może zwrócić uwagę tych z góry.
Natomiast znajdują większą radość w mamieniu umysłami tych marnych istot, aby
sami z radością oddali się w ręce Piekielnego. I na pewno nie jako nawóz dla
roślin.
Emezael znał tylko jedną osobę, której
takie róże były dumą. I szczerze jej nienawidził.
— Co ona tam robiła? Ta głupia
demonica nie ma lepszych zajęć, tylko kolejny raz wchodzić mi w drogę? — Wypił
za jednym razem cały alkohol i ze stukotem postawił szkło na stole.
— Nie wiem, Emma. Nie wiemy czy to
na pewno ona. A jeśli tak, to wiesz jaka ona jest. Ty nie lubisz jej, ona
ciebie. Pamiętasz, jak zamordowałeś jej najbliższego współpracownika?
— To było wieki temu i zasłużyła
sobie.
Paimon uśmiechnął się lekceważąco, ale
kiwnął głową.
— Oczywiście. Niemniej jeśli to
naprawdę ona, to na podpaleniu może się nie skończyć.
Słomianowłosy demon zamyślił się. Był
świadomy tego, że nie mógł tego zlekceważyć. Nawet jeśli to nie była ta
przeklęta demonica, ktoś naruszył jego własność. A to było nie do odpuszczenia.
Wstał i poklepał towarzysza po ramieniu.
— Dziękuję, Paimonie. Zostaniesz
na trochę?
— Niestety, Emma, ale moja świta
na mnie czeka. — Uśmiechnął się szeroko, zapominając o wyraźnej wymowie. — Ale
musimy się jeszcze spotkać. A tymczasem spróbuję się czegoś jeszcze dowiedzieć.
I nie musisz się o mnie martwić, widzę to w twoich oczach. — odparł wesoło, na
co Emezael jedynie prychnął. — Wiem, że mnie kochasz.
Przybysz wstał i ukłonił się efektywnie,
po czym prostując się, poprawił spadającą na oczy koronę. Idąc w stronę
wyjścia, pomachał do zirytowanego Emezaela, który z założonymi na piersi
rękoma, przyglądał się przyjacielowi.
— Do zobaczenia. Przykro mi, że
cię obudziłem. Wiem, jak drażliwy jesteś, gdy ktoś to zrobi — zachichotał,
wychodząc z sali.
Emezael opadł na krzesło, masując
palcami skronie. Po chwili przeniósł wzrok na szklane okno, za którym widać
było jaśniejące czerwienią linie. Zdecydowanie to nie była jego pora.
*
* * *
I jak?
Przyznam, że był okres,
kiedy zastanawiałam się nad rezygnacją z tego bloga. Skoro jest ktoś, kto uważa
to za żałosne i bezwartościowe, to czy takie nie jest naprawdę? A czytelnicy są
po prostu zbyt mili, by mi to powiedzieć? Nie wiem, chciałabym poznać Waszą
opinię, czy jest sens prowadzić to dalej.
Pozdrawiam!
skoro Tobie sie nie podoba to nie warto,bo najwarzniejsze zeby tobie sie podobaly rozdziały,nie?:0
OdpowiedzUsuńNie chodzi o to, że mi się nie podoba, bo podoba i nadal będę pisać to opowiadanie jak nie na blogu to dla siebie. Chciałam tylko poznać opinię czytelników, by wiedzieć na czym stoję.
Usuńja czytam tylko jeden blog a na twoj weszłem przypadkowo, nie warto chyba bo jest jeden taki popularny co go do dzisiaj czytają
OdpowiedzUsuńWiem, że w życiu nie komentowałam Twojego bloga. Kwestia taka, że jak weszłam po raz pierwszy to od kilku miesięcy nie było rozdziału od kilku miesięcy i odkładałam komentarz na później i wyszło jak zwykle z moją nadmierną sklerozą. Jednakże skoro nowy rozdział się pojawił, a z własnego doświadczenia wiem, że komentarze są przydatne, to tym razem zabieram się za to od razu.
OdpowiedzUsuńOdniosę się do całości, nie tylko do tego rozdziału, bo chyba o to głównie chodzi w Twoim pytaniu.
Mnie się Twój pomysł i sposób pisania podoba. Sam fakt, że mimo tego, iż Twoje opowiadanie nie jest skończone, a mimo to się za nie zabrałam już o tym świadczy. Kreacja postaci jest dobra, nie widzę w niej żadnych nieścisłości, czy innych takich spraw.
Twoje miniaturki też czytałam i uważam, że są przyjemne, wzruszające tam, gdzie powinny, zabawne w innych miejscach.
Także, jeśli o mnie chodzi, to sens prowadzenia bloga jest, bo naprawdę mi się podoba. Jeśli jedna osoba Ci mówi, że blog jest do bani, a wiele, że jest ok, to raczej ci drudzy mają rację, przynajmniej tak mi się wydaje. Jednak to, czy chcesz kontynuować zależy wyłącznie od Ciebie, jeśli nie masz weny, motywacji, czy czegoś tam, zawsze możesz zawiesić i zobaczyć, co będzie. Albo zrezygnować.
Jednak, jeśli o mnie chodzi, to póki tego nie zrobisz, będę zaglądać:)
Pozdrawiam i życzę wytrwałości
Asia
Po pierwsze - dziękuję bardzo za Twój komentarz. Podnosi na duchu. Zostawiać tego opowiadania na pewno nie będę. Z weną jest różnie, zwłaszcza, że moja jest bardzo kapryśna (do tego dochodzi mój nawyk napisania pewnych elementów jak najbardziej realistycznie) i pojawia się w niespodziewanych momentach, ale podoba mi się to opowiadanie, czasem lepiej, czasem gorzej, lecz to normalne. Cóż, nieważne, zapędziłam się. :D
OdpowiedzUsuńDziękuję za Twoją opinię, cieszę się, że Ci się podobało. To wiele dla mnie znaczy.
Pisałam Ci już wcześniej, ale napiszę jeszcze raz. Hej, klawiatura na tablecie wróciła! :D
OdpowiedzUsuńPozwolisz, że argumenty w wypiszę w punktach?
1. Masz pomysł na opowiadanie, wiesz, gdzie Cię to zaprowadzi. W takiej sytuacji żal byłoby je porzucić, nie?
2. Jest wiele osób, które chociaż nie komentują, to czytają i na pewno zawsze miło jest zobaczyć skończone opowiadanie niż przerwane w połowie kilka lat wcześniej.
3.Tu jest Emma! I to nie Carstairs!
4. Masz świetny styl i kreujesz świetnych bohaterów, zarówno tych własnych jak i kanonicznych.
5. Hmm... Mogę jeszcze raz wspomnieć, że bardzo bardzo chcę poczytać o tych Twoich Kręgach Piekła?
6. A tak po szóste, to zaspamuję Cię Adamem na gg, fb, insta, ff.net i pintereście tak, że się nie pozbierasz, jak się poddasz!
I wiewiórki też Cię wspierają! I skowronki! I Malec, i brokat i Adam chyba też ;P (dodaj jeszcze Herondale'ów, Jema, Edzia i Afromental)
Nie poddawaj się, bo jesteś świetna :*
THWo... To znaczy Yohao :P
Nie boję się Adama! :D
UsuńNo to Rachel. *złowieszczy śmiech*
UsuńJesteś zła...
Usuńfajny blog! przeczytałam wszystko w kilka dni:)
OdpowiedzUsuń-
Maja
Przepraszam za drobne opóźnienie^^' Jakoś narobiło mi się tyle zaległości, że zanim je ponadrabiałam...Ale mniejsza, bo przecież mamy ROZDZIAŁ!:D:D:D
OdpowiedzUsuńYay... Ile nam przyszło na niego czekać... No dobra, ja to akurat nie powinnam się w tej kwestii odzywać, ale sama wziąć się do roboty^^' Poza tym rozumiem Cię, czas zwykle nie sprzyja pisaniu, a już tym bardziej gdy się studiuje. Ważne, że możemy sobie poczytać nowy rozdział:3
Ok, to teraz do czytania^-^
Biedny Yoh...:( Mam nadzieję, że rzeczywiście radzi sobie lepiej z tym wszystkim. Z koszmarem i w ogóle... Trening z Amidamaru to faktycznie dobry pomysł. Yoh to zdolny chłopak, na pewno szybko załapie:) Poza tym na pewno już coś tam podpatrzył z umiejętności Amidamaru, kiedy działali razem w jedności ducha. No i Anna z pewnością ucieszy się na wiadomość, że Yoh z własnej woli zabiera się do jakiegoś treningu;D Kto wie, może rzeczywiście odpuści mu trochę swoich tort... treningów^^' Pomarzyć zawsze można xD
Wybacz, kolesiu o dziwnym demonicznym imieniu, ale "Emma" prędzej zapamiętam xD
Czyżby jakaś poważniejsza intryga się kroiła? W sumie to Piekło, trudno się tam spodziewać czegoś dobrego^^'
Yyy... fajne te róże^^''' Wiesz, jak wspomniałaś o tym nawozie, to od razu zaczęłam sobie przypominać metody utylizacji ubocznych produktów pochodzenia zwierzęcego. Te studia odcisnęły trwały ślad na mojej psychiceTT-TT
Rozdział się podobał:3 Choć trochę krótki, ale i tak cieszę się, że się pojawił^^ A Twoje opowiadanie absolutnie nie jest żałosne i bezwartościowe! Masz wspaniały, profesjonalny styl, dopracowane opisy i naturalne, pomysłowe dialogi. Mi osobiście bardzo przyjemnie się to czyta:) Choć pewnie wiesz, że byłoby jeszcze przyjemniej poczytać o pogodzonych bliźniakach:333
Także nie zrażaj się i pisz dalej:D Będę czekać na następny rozdział:)
Buziaczki:)