wtorek, 23 czerwca 2015

Róża przeszłości - Rozdział VIII

 Witam, nie wiem czy ktoś tu jeszcze mnie pamięta, ale wracam, by powiedzieć, że żyję. Ledwo, ale jednak. Jestem świadoma, że od ostatniego rozdziału minęło dużo czasu i mogę Was jedynie bardzo przeprosić. Ten rozdział miał być dłuższy, ale postanowiłam opublikować tyle ile mam, bo nad kolejną częścią muszę przysiąść, a sesja w tym nie pomaga. I postaram się nadrobić wszystkie zaległe rozdziały u Was, w końcu.

Cóż, zapraszam do czytania!

* * * *
Myślę, że powinieneś już wrócić do pokoju. Jutro musisz wstać wcześnie, a wiesz, że Anna nie będzie zadowolona, jeśli zaśpisz.
Szatyn otworzył oczy, zaskoczony pojawieniem się nagłego dźwięku, rozpraszającego nocną ciszę. Odwrócił się w stronę przyjaciela, lecz zaraz przeniósł wzrok na rozgwieżdżone niebo i uśmiechnął się lekko.
— Spokojnie, Amidamaru, Anna nie będzie zła — skrzywił się nieco. — Dobrze, może będzie, lecz szkoda marnować takiej nocy na sen.
Obaj znajdowali się na dachu, na który Yoh przeniósł się niedługo po kolacji. Samuraj oczywiście nie chciał zostawiać swojego szamana samego, zwłaszcza, gdy ostatnio chłopiec był rozchwiany emocjonalnie z powodu ostatnich wydarzeń i koszmaru, który — na szczęście — do tej pory się nie powtórzył. Jednak wyglądało na to, że z każdym dniem, Yoh radził sobie z tym coraz lepiej. Przynajmniej Amidamaru miał taką nadzieję.
Podniósł głowę w stronę nieba, nadal pamiętając, jak to jest czuć na swojej skórze powiew chłodnego, nocnego wiatru. Czasem odnosił nieco podobne wrażenie, będąc w jedności z Yoh. Musiał przyznać, że po tych wszystkich latach tułaczki na świecie jako niematerialna istota, było to cudowne uczucie. Były chwile, kiedy zastanawiał się czy gdyby miał okazję powrócić do życia, zrobiłby to. Jednak szybko odrzucał tę myśl. Miał już swój czas, a teraz cieszył się, że mógł pomagać młodemu Asakurze w jego drodze.
— Prawda, to piękna noc — odparł. — Mój sensei powiadał, że w gwiazdach ukryte są tajemnice świata, a tylko prawdziwy samuraj potrafi w nich zobaczyć swoje przeznaczenie.
— Hmm... — Chłopak zamyślił się, leżąc z rękami założonymi za głową.
Przez chwilę panowała między nimi cisza, a w tle dało się słyszeć jedynie szmery zwierząt grasujących po okolicy. Yoh cieszył się, że miał możliwość mieszkać na przedmieściach, zamiast w centrum Tokio, gdzie hałas i wyścig szczurów były stałym elementem życia. Ludzie śpieszyli się nieustannie, bez chwili wytchnienia, nie zauważając świata wokół nich. Racjonalność i dążenie do rozwoju technologicznego doprowadziło do tego, że świat duchowy został zepchnięty do mitów i bajek. Chłopak nieraz to obserwował i wiedział, że nie mógłby się odnaleźć w takim miejscu.
— Amidamaru? — Młody Asakura podniósł się do pozycji siedzącej, ale jego wzrok niezmiennie skierowany był w jakiś punkt w oddali.
— Tak, Yoh?
— Czy mógłbyś nauczyć mnie więcej o sztuce samurajskiej i twoich umiejętności? Chcę poznać cię jeszcze bardziej. Żeby podczas walki nie korzystać tylko z naszego połączenia. Myślę, że jeśli poznam to, czego się kiedyś nauczyłeś, to nasza jedność będzie jeszcze lepsza.
Duch przyjrzał się chłopcu, zastanawiając się nad prośbą. Ostatnie miesiące Młody Asakura spędził na treningach do Turnieju oraz doskonaleniu swoich umiejętności i Amidamaru uważał, że takie dodatkowe zajęcie nie było koniecznie. Jednak miał przeczucie, że za tym kryje się coś więcej. Podejrzewał, że jego przyjaciel potrzebuje jakiegoś wyzwania, oderwania się od niechcianych myśli i skupienia się na ćwiczeniach. Amidamaru nie mógł mu odmówić.
— Oczywiście. Możemy zacząć jutro.
— Świetnie! — Yoh zerwał się i uśmiechnął szeroko. — Kiedy Anna się o tym dowie, może odpuści mi swoje treningi.
— Szczerze w to wątpię, przyjacielu — zaśmiał się.
Chłopakowi nieco zrzedła mina, lecz w następnej chwili spojrzał przed siebie na otaczający go nocny krajobraz i uśmiechnął się łagodnie.
Zostali na dachu jeszcze przez jakiś czas, aż w końcu młody Asakura został przekonany przez jednego z dawnych mieszkańców posiadłości, na którym wisiała wizja złej Anny, do powrotu do swojego pokoju.
****
Słomianowłosy demon rozmasował palcami skronie, gdy ból głowy spowodowany zbyt wczesną pobudką, dawał o sobie znać. W dodatku podejrzewał, że niespodziewana wizyta Paimona nie miała w sobie nic z chęci pogawędki z długo niewidzianym przyjacielem. Westchnąwszy, rozsiadł się na zdobionym fotelu i spod przymrużonych oczu spojrzał na towarzysza.
— Co cię sprowadza o tej porze?
— Ważne wieści, Emma — odparł niewyraźnie, poprawiając na głowie wysadzany kosztownymi klejnotami diadem. — Ważne wieści.
— Mówiłem, żebyś mnie tak nie nazywał— warknął, wpatrując się w niego ze złością. Jego dawni przyjaciele upodobali sobie przedrzeźnianie go tym ludzkim imieniem, nie zważając na jego rozdrażnienie.
Paimon posłał mu szeroki uśmiech, który szybko zniknął, ustępując miejsca poważnemu wyrazowi twarzy.
— Masz problem. Wczoraj, pod koniec dnia...
— Mów wyraźnie.
Blondyn zbył jego słowa machnięciem ręki, lecz zaczął mówić wolniej, starając się być bardziej zrozumiałym.
— Jak mówiłem, wczoraj wieczorem doszło do podpalenia twoich posiadłości na granicach Trzeciego Kręgu. Moi ludzie przybyli na miejsce najszybciej jak się dało, ale niestety nie udało się uratować dobytku. Piekielny ogień jest paskudnym dziadostwem. Przykro mi.
"Cholera, miałem tam spory zbiór", westchnął Emezael, wpatrując się w szklankę ze szkocką whisky. Od wielu lat zbierał wszelakie arcydzieła, które zwróciły jego uwagę. W pewnym momencie musiał znaleźć dla części inne miejsce, więc idealnym wyjściem wydawało się umieszczenie ich w prywatnych posiadłościach w różnych Kręgach.
— Podejrzewasz, co się stało? — spytał.
— Takie podpalenia nie są niczym niezwykłym, zwłaszcza w tamtych rejonach. I może nic bym nie podejrzewał, gdybym w gruzach nie znalazł tego. — Sięgnął do płaszcza, wyciągając małe drewniane pudełko i podał je przyjacielowi.
Wziąwszy do rąk, podniósł wieczko, spodziewając się niemal wszystkiego.
— Chyba żartujesz — warknął, wyciągając rozłożystą różę o czarnej łodydze i czerwonych płatkach. Gdy roztarł między palcami jeden płatek, ten rozpuścił się, a po ręce spłonęła krew.
Emezael przeklął pod nosem, wrzucając roślinę z powrotem do pudełka i wycierając się serwetką. Już od pierwszej chwili wiedział, do kogo należy kwiat. Tego gatunku róże bardzo trudno wyhodować, więc niewiele demonów ma chęci się tym zajmować. Zwłaszcza, że kwiaty nie mają żadnej wartości. Aby stworzyć ten gatunek potrzeba specjalnego nawozu, produkowanego z jeszcze żywych ludzi, którzy w piekielnych fabrykach na obrzeżach Ósmego Kręgu przerabiani są na produkt docelowy. Większość demonów woli nie polować bezpośrednio na ludzi, co może zwrócić uwagę tych z góry. Natomiast znajdują większą radość w mamieniu umysłami tych marnych istot, aby sami z radością oddali się w ręce Piekielnego. I na pewno nie jako nawóz dla roślin.
Emezael znał tylko jedną osobę, której takie róże były dumą. I szczerze jej nienawidził.
— Co ona tam robiła? Ta głupia demonica nie ma lepszych zajęć, tylko kolejny raz wchodzić mi w drogę? — Wypił za jednym razem cały alkohol i ze stukotem postawił szkło na stole.
— Nie wiem, Emma. Nie wiemy czy to na pewno ona. A jeśli tak, to wiesz jaka ona jest. Ty nie lubisz jej, ona ciebie. Pamiętasz, jak zamordowałeś jej najbliższego współpracownika?
— To było wieki temu i zasłużyła sobie.
Paimon uśmiechnął się lekceważąco, ale kiwnął głową.
— Oczywiście. Niemniej jeśli to naprawdę ona, to na podpaleniu może się nie skończyć.
Słomianowłosy demon zamyślił się. Był świadomy tego, że nie mógł tego zlekceważyć. Nawet jeśli to nie była ta przeklęta demonica, ktoś naruszył jego własność. A to było nie do odpuszczenia. Wstał i poklepał towarzysza po ramieniu.
— Dziękuję, Paimonie. Zostaniesz na trochę?
— Niestety, Emma, ale moja świta na mnie czeka. — Uśmiechnął się szeroko, zapominając o wyraźnej wymowie. — Ale musimy się jeszcze spotkać. A tymczasem spróbuję się czegoś jeszcze dowiedzieć. I nie musisz się o mnie martwić, widzę to w twoich oczach. — odparł wesoło, na co Emezael jedynie prychnął. — Wiem, że mnie kochasz.
Przybysz wstał i ukłonił się efektywnie, po czym prostując się, poprawił spadającą na oczy koronę. Idąc w stronę wyjścia, pomachał do zirytowanego Emezaela, który z założonymi na piersi rękoma, przyglądał się przyjacielowi.
— Do zobaczenia. Przykro mi, że cię obudziłem. Wiem, jak drażliwy jesteś, gdy ktoś to zrobi — zachichotał, wychodząc z sali.
Emezael opadł na krzesło, masując palcami skronie. Po chwili przeniósł wzrok na szklane okno, za którym widać było jaśniejące czerwienią linie. Zdecydowanie to nie była jego pora.
* * * *
I jak?
Przyznam, że był okres, kiedy zastanawiałam się nad rezygnacją z tego bloga. Skoro jest ktoś, kto uważa to za żałosne i bezwartościowe, to czy takie nie jest naprawdę? A czytelnicy są po prostu zbyt mili, by mi to powiedzieć? Nie wiem, chciałabym poznać Waszą opinię, czy jest sens prowadzić to dalej.

Pozdrawiam!

sobota, 4 października 2014

Zawodnicy meczu



Idąc za radą Yohao, postanowiłam wkleić na bloga składy drużyn oraz położenie zawodników na boisku. Pod obrazkami pojawią się autorzy i blogi, z których pochodzą niektórzy zawodnicy. Reszta jest oryginalnymi postaciami z anime i mangi ,,Shaman King".
Dziękuję wszystkim za opinie pod oneshotem o meczu. Naprawdę są one dla mnie bardzo cenne przy stworzeniu drugiej części.

Minako-chan była autorką bloga o SK i nie tylko.
Catherina była także autorką opowiadania o SK.
Mia Akuma jest autorstwa Pauliny.

 Aku i Antonio są bohaterami opowiadania My Asakura Twins autorstwa Yohao.
Yasu jest bohaterem opowiadania ,,Bo los pragnie, byś spełnił Własną Legendę" autorstwa Li-chan.
Lethal Severus Shampoo jest bohaterem opowiadania Asakura Twins Forever autorstwa Spokoyoh.
Karina jest bohaterem opowiadania Życie Hao Asakury nigdy nie było łatwe autorstwa Pauliny.




poniedziałek, 8 września 2014

Dodatek specjalny - Potęga mandarynek vs. Przeterminowane zło! Połowa pierwsza



Od razu uprzedzam - to nie jest rozdział. Jest mi bardzo wstyd, że tak długo musicie czekać (jeśli ktoś jeszcze czeka…), lecz ze względów natury osobistej, którymi nie będę Was zadręczać, nie mam go jeszcze skończonego. Ale spokojnie, nie mam zamiaru porzucać bloga, a jeśli to nastąpi, to poinformuję Was.

Dziś chcę pokazać coś, co powinno ukazać się już dawno. Ta praca przeleżała w moim komputerze jakieś półtora roku, ale z przyczyn niezależnych ode mnie, nie mogłam jej wcześniej opublikować. Została ona stworzona z okazji Euro 2012, ale ze względu na obecny czas, może uznajmy, że to z okazji Mundialu 2014.
Co jeszcze miałam powiedzieć… Jeśli chodzi o składy drużyn, to w obu pojawiają się oryginalne postacie z anime, ale także niektórzy bohaterowie Waszych opowiadań (których wypożyczyłam za pozwoleniem) jak i autorki we własnej osobie. Jeśli ktoś chciałby poznać dokładne składy drużyn, ich pozycje jak i położenie na boisku, to mogę wysłać  to e-mailem, bo nie wiem czy uda mi się wstawić to na bloga.
Ostatnie słowa do Drużyny dopingującej, czyli Spokoyoh, Yubari, Aleksandry i Dominiki. Starałam się w miarę zgodnie odwzorować Wasze postacie do informacji, które mi podałyście, ale jeśli będą jakieś zastrzeżenia lub będziecie chciały mnie zabić, to możecie śmiało pisać. :P
W tekście pojawiły się drobne easter eggi, specjalnie dla Pauliny i Yohao. Myślę, że będziecie wiedziały, o co chodzi.

Na koniec chciałam serdecznie podziękować wszystkim tym, którzy brali udział w głosowaniu na nazwę dla drużyny zła, wypożyczyli swoje postacie do tego opowiadania bądź w jakiś inny sposób pomogli mi przy tworzeniu. Bez Was, to opowiadanie by nie powstało. I zapraszam do czytania. :)


****
   Za kilkanaście minut rozpocznie się wiekopomne wydarzenie. Na zielonej murawie zmierzą się dwie drużyny. Po jednej reprezentanci słodkich mandarynek. Młodzi i zdolni szamani gotowi, by zmierzyć się z każdym, nawet najgroźniejszym przeciwnikiem. Natomiast po drugiej stronie bramki stanie kadra najbardziej bezwzględnych, zepsutych i podupadłych na umyśle zawodników. Kto zwycięży? Kto wyjdzie ze stadionu z podniesioną głową i w blasku chwały, a kto poczuje gorycz porażki? Tego dowiemy się już za chwilę.

* * * *
   Już od kilku tygodni organizatorzy skrupulatnie sprawdzali stan bezpieczeństwa, czystości, jak i gotowości na przyjęcie drużyn oraz ich kibiców. Zwołano najlepszą tokijską policję, która niezwłocznie będzie reagować na jakiekolwiek niebezpieczne zachowania zwolenników sportu. Dla stadionu Ajinomoto w Tokio ten mecz nie będzie jednak zwykłym spotkaniem drużyn, ale przede wszystkim ostatnim w tej długoletniej historii areny. Już niedługo zostanie ona zburzona i zastąpiona zupełnie nowym, wybudowanym specjalnie na okazję rozgrywanych w 2020 roku igrzysk, stadionem.  Do tej pory Narodowy mógł poszczycić się pięćdziesięcioma tysiącami miejsc, lecz w planowanym przedsięwzięciu ma powstać sto tysięcy siedzeń. Ale teraz to nie jest ważne. Ważniejsze jest to, co za chwilę się stanie. Walka między dwoma tak różnymi od siebie drużynami... Pojedynek dobra ze złem.

* * * *
   Trybuny zaczynają zapełniać się kibicami. Wszyscy chcieli obejrzeć ten mecz na żywo. I dlatego nikogo nie dziwił fakt, że bilety wykupione zostały już dwa miesiące wcześniej. Jedynie desperaci, którym nie udało się zdobyć tego drogocennego skrawka papieru, do pierwszego gwizdka czekali pod stadionem z tabliczką z napisem ,,Kupię bilet" naiwnie wierząc, że ktoś się trafi. Jednak nikomu nie kwapiło się, by zrezygnować z tak ważnego wydarzenia, więc biedacy w końcu zostali odprowadzeni przez policję do odpowiedniego miejsca. Nie wszyscy chcieli tak potulnie zrezygnować z okazji zdobycia biletu, wobec tego doszło do małych sprzeczek z mundurowymi. Cóż, niepowodzenie rodzi agresję. Ale zostawmy ich i wróćmy do sytuacji na arenie. Na trybunach przeważał kolor pomarańczowy, jednakże gdzieniegdzie można było dostrzec osoby z barwami drużyny Przeterminowanego zła, a mianowicie zielone z żółto-różowymi kropami. Lecz to była mała grupka, która musiała cały czas uważać, by nie narazić się kibicom Potęgi mandarynek. Każdy chciał jeszcze pożyć, więc nie dochodziło do awantur. Jak na razie. Wszyscy w wielkim napięciu czekali na rozpoczęcie meczu. Niektórzy znużeni tym, zajęli się swoimi sprawami. Czytaniem gazety, rozmową bądź zajadaniem kupionych na stadionie hamburgerów i frytek.
   Niespodziewanie uwagę zebranych  przyciągnęła czteroosobowa grupka dziewczyn, ubrana w pomarańczowe koszulki z logiem Potęgi mandarynek po stronie serca oraz czarnymi spodenkami. W rękach dzierżyły tego samego koloru, co ich stroje, pompony. Wdarły się na boisko, przy okazji w dość niedelikatny sposób potrącając maskotkę drużyny przeciwnej, która stała im na drodze. Dziewczęta z szerokimi uśmiechami i okrzykami typu: "Kochamy bliźniaków!", "Wygramy!", czy też "Mandarynki są moje!" ustawiły się tuż obok ławki rezerwowych w gotowości na rozpoczęcie imprezy. Kibice wymienili między sobą zdziwione i zdezorientowane spojrzenia, po czym przenieśli wzrok na braci Zen, którzy przebrani za cytrusowe, lekko spłaszczone owoce, weszli na murawę z zażenowaniem wymalowanym na twarzy. Nie dało się ukryć, iż wcale nie podobała im się rola klubowej maskotki. Ale cóż mieli zrobić? W końcu ich mistrz miał własne sposoby, aby do czegoś przekonać swoich uczniów. Ludzie na stadionie jeszcze przez chwilę wpatrywali się w nowo przybyłą grupkę jak kosmici w kapustę, po czym powrócili do czynności wykonywanych przed minutą. W międzyczasie, kwartet dopingujący znużony czekaniem na rozpoczęcie, zajął się sobą. Piwnooka dziewczyna nie zważając na cokolwiek lub kogokolwiek, zaczęła czytać swoją ulubioną książkę. Jednak w pewnym momencie podniosła wzrok, usłyszawszy jakiś tajemniczy hałas niedaleko. Zobaczyła Spokoyoh ścigającą po zielonej murawie jednego z braci Zen trzymającego tacę z pokrojonymi mandarynkami, ze strachem na twarzy uciekającego przed blondynką, której krótkie włosy powiewały na wietrze. Dominika pokręciła jedynie głową z politowaniem i opanowując zdenerwowanie, powróciła do lektury.
   Tymczasem, Aleksandra i Yubari ze zdziwieniem obserwowały ten pościg, po czym wzruszyły ramionami i uśmiechnęły się pobłażliwie.
- Myślisz, że wygramy? - spytała niespodziewanie brązowowłosa poprawiając okulary.
- No jasne! - odparła z szerokim uśmiechem Yubari, a jej zielone oczy wesoło błyszczały do koleżanki. - Naszych nikt nie pokona. Wątpisz w to?
- Nie, ale wiesz… - zaczęła ostrożnie. - Drużyna Przeterminowanego zła jest dość silna i podstępna. Nigdy nie wiadomo, czy nie spróbują czegoś zrobić w czasie meczu, aby zagwarantować sobie wygraną.
- Może… ale wiesz co? Nie ma sensu martwić się na zapas. - Zielonooka przyjacielsko objęła Aleksandrę za ramię, uśmiechając się przy tym. - Potęga mandarynek nie z takimi przeciwnikami już walczyła i nie da się tak łatwo pokonać.
   Raptem tę dyskusję przerwało im pojawienie się zdenerwowanej Anny, która szybkim krokiem podeszła do nich.
- Dziewczyny, co wy robicie?! Za chwilę zacznie się mecz, a wy tu sobie zabawy urządzacie. Spokoyoh, zostaw tego bałwana i chodź tutaj! A ty… - Przeniosła wzrok na siedzącą nieopodal Dominikę. - Odłóż tę głupią książkę. To nie czas na to - oświadczyła wykrzykując tak głośno, aż większość kibiców przeniosła na nią zaskoczone spojrzenia.
Piwnooka ze spokojem zamknęła książkę, odłożywszy ją na bok, wstała i podeszła do medium. Wszystko wokół zamarło. Nawet skwierczący olej w frytkownicach w punktach z fast foodami jakby ucichł.
- Po pierwsze, moje książki nie są głupie, a jeśli uważasz inaczej, to już twój problem. Nie będę słuchać opinii osoby, która za sztukę uważa jedynie te wenezuelskie telenowele - przerwała na chwilę, wypuszczając powietrze z płuc. - Po drugie, nikt nie będzie nam rozkazywał, a zwłaszcza nie ty! - warknęła na blondynkę nawet nie próbując zapanować nad emocjami.
- Co ty sobie wyobrażasz, żeby się tak do mnie odzywać?!
- Dominika ma rację - poparła koleżankę Yubari. - To, że traktujesz wszystkich jak popychadła, które mają spełniać jedynie twoje rozkazy, nie oznacza, że z nami możesz robić to samo. Nie jesteś jakąś cesarzową Sissi!
- Jeśli dobrze pamiętam, to ona została zamordowana - odezwała się Aleksandra, która do tej pory jedynie obserwowała tę wymianę zdań.
- Może to jest jakieś rozwiązanie - zamyśliła się Dominika, na jej twarzy pojawił się wredny uśmiech, po czym spojrzała znacząco na zaczerwienioną od wściekłości Annę.
   Medium kipiała prawie ze złości. W tym momencie przypominała źle podłączony ładunek wybuchowy, który zdetonuje się, przy kolejnym, nawet najmniejszym ruchu. Ostatkami zdrowego rozsądku, jaki jej pozostał, próbowała uspokoić myśli, jednak średnio jej to wyszło. Dawno nie została tak wyprowadzona z równowagi, jak w tym momencie. Młoda Kyoyama zacisnęła pięści i obróciwszy się bez słowa, zaczęła kierować się ku wyjściu, przekładając swój plan zemsty na późniejszy czas.
- I jeszcze jedno. Zostaw naszych bliźniaków w spokoju, bo inaczej będziesz miała z nami do czynienia i wtedy nie będzie tak wesoło - ostrzegła groźnie odchodzącą blondynkę.
- Moich bliźniaków - odparła nieśmiało Spokoyoh, gdy tylko medium zniknęła za ścianą. Na jej policzkach pojawiły się delikatne rumieńce, po czym opuściła wzrok na zieloną murawę boiska.
- Słucham?
- Moich bliźniaków - oświadczyła już całkowicie pewnie, wysoko podnosząc głowę, a następnie uśmiechnęła się szeroko, lecz jej niebieskie oczy zabłysły niebezpiecznie.
Towarzyszki pokiwały jedynie głową ze zrozumieniem, w pełni świadome, że lepiej przytaknąć niż potem żałować.
- Zaczyna się! - krzyknęła Yubari, a na trybunach rozległy się oklaski i krzyki. Drużyny zaczęły wchodzić na boisko...

* * * *
   Zawodnicy zajęli już miejsca na boisku. Każdy na wyznaczonym miejscu czekał na ten moment. Moment, kiedy wszystko się rozpocznie i zabrzmi pierwszy gwizdek... Bliźniacy stali opanowani i pewni siebie. Yoh odwrócił się do tyłu, by zobaczyć resztę swoich przyjaciół. Horo, biorąc pod uwagę, iż był obrońcą, stał najbliżej bramkarza. Tudzież dało mu to sposobność drażnienia się z nim. Faust wpatrywał się w Elizę, która czekała na ukochanego przy ławce rezerwowych. Nichrom i Lyserg rozmawiali o czymś, zresztą Pino i Ryu również. Jedynie Ren stał niewzruszenie, analizując wzrokiem przeciwników. Młody Asakura zerknął na brata, a ten jak na zawołanie odwrócił do niego głowę. Przez chwilę wpatrywali się w swoje czarne tęczówki, wyrażające spokój, koncentrację, ale też szczęście. Powodem tej radości była świadomość, że wreszcie nie muszą walczyć przeciwko sobie, tylko w ramię w ramię. Tak jak powinno być od początku. Yoh uśmiechnął się szeroko do bliźniaka, a Hao odwzajemnił ten gest. Nie wiedzieli, jak potoczy się mecz, jednak byli pewni jednego: Zawsze będą razem. I to dodawało im sił.

   Teraz wzrok krótkowłosego spoczął na widowni. Po lewej stronie w pierwszym rzędzie siedziało dwóch chłopców. Na oko obaj mieli po siedemnaście lat. Jeden miał na sobie białą koszulkę z krótkim rękawem. Na rękach widoczne były dziwne, wyblakłe już tatuaże, natomiast włosy w promieniach jasnego słońca przypominały barwą złociste źdźbła pszenicy. Opowiadał coś swojemu sąsiadowi, a na jego twarzy gościł złośliwy uśmieszek. Owy czarnowłosy kolega podobnym uśmiechem odpowiadał, co chwila zajadając się popcorem. Parę siedzeń dalej znajdował się mężczyzna, którego włosy ułożone w kolce, błyszczały w słońcu. W rękach trzymał olbrzymi transparent pokryty sporą ilością różnokolorowego brokatu, przedstawiający napis: ,,Nic nie pobije potęgi mandarynek!". Pod spodem można było zauważyć kolejny, tym razem napisany drobniejszym drukiem, napis: ,,No, chyba, że brokat". Jegomość próbował przekonać swojego towarzysza, by chwycił drugi koniec. Z marnym skutkiem. Młodzieniec odparł coś i machnąwszy ręką ze złością na dany przedmiot, ostentacyjnie odwrócił się w innym kierunku. Mężczyzna szybko wyciągnął rękę i chwyciwszy podbródek chłopca, przyciągnął go do siebie i lekko pocałował. Gdy odsunął się i zauważył, iż Yoh mu się przygląda, uśmiechnął się szeroko do niego i pomachał. Szatyn niepewnie odpowiedział tym samym, będąc szczerze zdziwionym. Mógłby przysiąc, że z palców mężczyzny poleciało parę niebieskich iskier. Młody Asakura potrząsnął niezauważalnie głową i odwrócił wzrok. Pewnie mu się zdawało.
Niespodziewanie na środku boiska pojawił się Silva ubrany w jaskrawożółtą koszulę w paski i czarne spodenki, co było oczywistym znakiem, że już czas rozpocząć rozgrywkę. Sędzia ostatni raz uśmiechnął się do bliźniaków i dał sygnał gwizdkiem z wyglądu przypominającym dzwonek wyroczni.

Stało się. Gra się rozpoczęła, a piłka poszła w ruch.
  
 Jako pierwszy ów przedmiot przejął Hao. Zgrabnym ruchem wyminął stojącego przed nim Marco i podał piłkę do ustawionego na pozycji Rena. Ten następnie kopnął ją bliżej bramki przeciwnika, gdzie właśnie dobiegał Yoh, jednak w ostatniej chwili przejął ją Yasu. Ze złośliwym uśmiechem na twarzy biegł przed siebie, omijając przeciwników, którzy stanęli mu na drodze. Nagle pojawił się przed nim Faust, który skutecznie uniemożliwiał dojście do bramki. Szybkim ruchem odebrał mu piłkę i odegrał ją do Nichroma. Ten wykonawszy obrót przed Cryslerem, ominął go i chciał przekazać toczącą się kulę Pino, lecz w tym momencie Yasu złapał bruneta za ramię, by zabrać piłkę, przez co tamten stracił równowagę i upadł na murawę. Szarowłosy podniósł do góry ręce chcąc pokazać sędziemu, iż nic nie zrobił. Arbiter upomniał go i wznowił mecz.
Przez najbliższe piętnaście minut wynik nie zmieniał się. Wszyscy grali zażarcie, by przewyższyć szalę zwycięstwa na swoją stronę, lecz żadnej ze stron jak do tej pory się nie udało tego dokonać. Jednak, gdyby uważniej się przyjrzeć, można zauważyć znaczące różnice między składami. Drużyna Potęgi mandarynek emanowała ogromną wolą walki narodzoną z czystego serca i przyjaźni, która dawała im siłę do dalszej gry. Przeterminowane zło swą szyderczą i podstępną mocą cały czas próbowało osłabić przeciwników. Chwytali się różnych sposobów, aby tylko być przy piłce. Faulowali, popychali. W pewnym momencie akcja rozgrywała się po stronie zespołu Marco. Lasso przechwycił piłkę i wyminął zaskoczonego Rena, po czym dośrodkował do Lethala, który niespodziewanie pojawił się na boisku przeciwnika. W ostatniej chwili zjawił się Horo, który skutecznie blokował dojście do światła bramki. Przejął toczący się przedmiot, i gdy miał już podać go do partnera z drużyny, w tym momencie Shampoo sfaulował niebieskowłosego, który upadł na murawę ze stłumionym okrzykiem, trzymając się za kostkę. Dało się usłyszeć gwizdy widowni i okrzyki typu: ,,No! Faul był!" Sędzia zagwizdał, przerywając mecz. Pomoc medyczna w mgnieniu oka znalazła się przy leżącym na ziemi chłopaku, sprawdzając jego stan zdrowia. Po krótkich oględzinach, jeden z lekarzy stwierdził, że Horo ma skręconą kostkę i nie może dalej kontynuować gry. Trenerka Potęgi mandarynek po krótkim namyśle postanowiła dokonać zmiany zawodników. Przywołała do siebie Li-chan, która kibicowała do tej pory na ławce rezerwowych. Gdy sędzia techniczny przedstawił zmianę zawodników, dziewczyna wbiegła na boisko. Silva przyznał Lethalowi żółtą kartkę za niesportowe zachowanie i wznowił rozgrywkę.
Czas bezkompromisowo kurczył się. Widownia czekała w napięciu na pierwszą bramkę. Co prawda było wiele prób zdobycia tego upragnionego gola, lecz wszystkie kończyły się klęską. W trzydziestej minucie, gdy atmosfera robiła się coraz bardziej napięta z powodu zbliżającego się nieubłaganie końca pierwszej połowy, obie drużyny wzięły się w garść.

Hao biegł z zaciętą miną, kopiąc piłkę przed sobą. Zrobił zgrabny unik przed nadbiegającym Cebinem, po czym zauważając nadbiegającego z drugiej strony Yoh, wybił piłkę w powietrze i mocnym kopniakiem podał ją bratu. Ten przyjął ją na klatkę piersiową i zaczął zmierzać w pole karne przeciwnika. Tuż przed nim wyłonił się jeden z Jatho, który miał za zadanie nie dopuścić nikogo do bramki. Jednak słuchawkowy wykonał szybki zwód i dalej biegł, lecz w tym momencie Aku podstawił mu nogę. Yoh upadł na boisko i przeturlał się kawałek. Na widowni rozległy się odgłosy niezadowolenia, delikatnie mówiąc. Sędzia wstrzymał mecz. Hao szybko podbiegł do brata, następnie pomógł mu wstać. Młodszy Asakura widząc w oczach swojego bliźniaka troskę, uśmiechnął się do niego szeroko, zapewniając, że nic mu się nie stało. Silva przyznał drużynie pomarańczowych rzut karny. Właściciel mandarynkowych słuchawek ustawił piłkę w punkcie karnym, potem cofnął się trochę i zaczerpnął głębokiego oddechu, by opanować emocje. Arena ucichła. Valtor z podstępnym uśmieszkiem na twarzy czekał na rzut. Rzut, który mógł zdecydować o losach meczu. I ruszył. Z każdą sekundą był coraz bliżej celu, aż wreszcie uderzył. Piłka poszybowała w powietrzu, kierując się prawy róg bramki. Bramkarz napiął mięśnie, przygotowując się do skoku. W ostatnim momencie obronił strzał. Po trybunach przebiegł jęk zawodu kibiców drużyny Asakury oraz okrzyk ulgi fanów Przeterminowanego zła. Długowłosy podszedł do brata i położywszy dłoń na jego ramieniu, uśmiechnął się pocieszająco. Jednak nie było teraz na to czasu. Valtor szybkim ruchem wykopał piłkę w środek boiska, gdzie czekał już Marco. Bliźniacy momentalnie ruszyli z miejsca. Lasso zagrał prostopadle do Cryslera, który wyminął Nichroma i ponownie rozegrał do blondyna. Ten nacierał prosto na bramkę. Wyminął Fausta, po czym mocnym kopniakiem posłał kulisty przedmiot w światło bramki, gdzie czekał już Choco. McDaniel ugiął kolana i skoczył, jednakże nie udało mu się obronić strzału. Piłka wpadła za linię bramkową, co oznaczał gol. Drużyna Przeterminowanego zła zaczęła prowadzić jednym punktem. Po chwili rozległ się dźwięk, oznaczający zakończenie pierwszej połowy...

Liebster Award

Z powodu, że niedawno dostałam nominację  od Elmiki, postanowiłam odświeżyć wszystkie pytania. Wiele się zmieniło od tamtego momentu w moim życiu i sposobie myślenia. Z tym drugim może nie tak wiele. Cóz, niemniej jednak, dziękuję za nominację, jednak już nie bawię się w to, więc nie będę nikogo nominować. Jeśli chcecie, możecie w komentarzach podawać swoje odpowiedzi. Będzie mi bardzo miło. :)


 Pytania Mii:

1. Kogo podziwiasz?
Podziwiam osoby, które nie poddają się z powodu niepowodzeń i dążą do obranego celu bez względu na przeszkody.
2. Którego bloggera chciałbyś/chciałabyś spotkać w realu?
Najbardziej Yohao. Może i mieszkamy na tej samej ulicy, ale to nie to samo. :P
3. Jaki gatunek filmowy lubisz?
Horrory, thrillery, ale też komedie.
4. Ulubiony cytat?
Jest ich mnóstwo.
5. Kiedy zacząłeś/zaczęłaś pisać opowiadania?
W gimnazjum, ale tamtych tworów nie publikowałam. Oficjalnie moją przygodę z blogowaniem zaczęłam 12 maja 2012r.
6. Jesteś raczej spokojny/a czy wybuchowy/a?
Zbyt spokojna.
7. Jak spędzasz wolny czas?
Czytam książki, piszę, bawię się z moimi kotami, nudzę się.
8. Jakie masz plany na przyszłość?
Kiedyś pisałam, że zamierzam pójść na behawiorystykę zwierzęcą. Cóż, od tamtego czasu wiele się zmieniło. Poszłam na AWF, studiować fizjoterapię, potem doszłam do wniosku, że jednak to nie dla mnie. Teraz staram się dostać bliżej domu. Krótko mówiąc, moim planem na przyszłość jest w miarę dobrze przeżyć życie.
9. Jakie jest Twoje największe marzenie?
To jest tajemnica.
10. Co najbardziej sobie cenisz u innych ludzi?
Uczciwość i odwagę do przyznania się do własnych błędów.
11. Ulubiony aktor?
Jamie Campbell Bower, Kevin Zegers, Jared Padalecki, Jensen Ackles.

Pytania Sisi:

1. Jakiej muzyki słuchasz?
Z przesłaniem i takie, które sprawiają, że mam ciarki. Jeśli chodzi o gatunek, to głównie rap i hip-hop.
2. Kiedy zaczęłaś pisać?
Wydaje mi się, że to było już w przedszkolu.
3. Jakie według ciebie są najlepsze zalety blogowania.
Poznawanie nowych ludzi, doskonalenie swojego stylu.
4. O czym lubisz najbardziej pisać?
O SK, głownie o bliźniakach, o demonach, aniołach, ostatnio o Malecu. :P
5. Jaki jest twój film?
Ulubiony? Nie posiadam jednego.
6. Jak godzisz pisanie ze swoim życiem prywatnym?
Ostatnio mało piszę, ale życie prywatne nie ma tu nic wspólnego. Chociaż...jednak ma.
7. Czy rozwinęłaś swoje umiejętności dzięki pisaniu?
Myślę, że tak. Zainteresowałam się interpunkcją, budową dialogów, itp. Nie jest doskonale, ale pracuję nad tym.
8. Jaki wpływ ma na ciebie blogstrefa?
Pozwala mi na choć chwilowe oderwanie się od tej ponurej rzeczywistości i wejście do tego beztroskiego, radosnego świata.
9. Czy twoja rodzina, przyjaciele, znajomi widzą czym się zajmujesz?
Zbytnio się nie interesują.
10. Skąd twój nick?
Nie ma jakiejś zawiłej historii o powstaniu mojego nicka. Po prostu przeglądając kiedyś stronę ze słówkami japońskimi, natrafiłam na tę nazwę.
11. Masz jakiś ulubionych blogerów?
Moi ulubieni blogerzy się wykruszają, ale tak, mam. To Yohao, Spokoyoh, Aleksandra.
 

Pytania Lien:

1. Wygrywasz wycieczkę w dowolne miejsce na świecie, jakie wybierasz?
Zdecydowanie Japonia. Ewentualnie Londyn.
2. Jutro ma nastąpić koniec świata, co robisz?
Spędziłabym cały dzień z rodziną.
3. W jakim gatunku są książki, które najczęściej czytasz? Dlaczego?
Fantastyka. Historie o aniołach, demonach. Dlaczego? Po prostu pasjonuje mnie ten świat.
4. Jakiego języka chciałbyś się nauczyć?
Angielskiego, francuskiego i japońskiego.
5. Jaki jaki jest Twój ulubiony kolor?
Niebieski, zielony. I magusowaty! :D
6. Jaką super moc chciałbyś mieć?
Leczenia ludzi i zwierząt.      
7. Gdybyś miał zagrać w filmie, to jaką postać?
Kogoś, kto nie grał by pierwsze skrzypce, bo nie lubię być na widoku.
8. Jakiej stacji radiowej najczęściej słuchasz?
Eska.
9. Co najczęściej piszesz?
Odpowiedzi na gg do pewnych osób. :P
10. Gdybyś miał możliwość wybrania czasów, w których spędzisz rok, to jakie byś wybrał?
Wiktoriański Londyn.
11. Jaką porę dnia najbardziej lubisz?
Noc. Cisza dookoła, a okolicę oświetlają tylko gwiazdy na niebie.

Pytania Midori:

1. Jakiej muzyki słuchasz?
Z przesłaniem i takie, które sprawiają, że mam ciarki. Jeśli chodzi o gatunek, to głównie rap i hip-hop.
2. Masz jakieś zwierzę? Jeśli tak, to jakie?
Mam dwa koty.
3. Jaki jest Twój ulubiony film?
Nie posiadam. Może to być ,,Miasto kości" (i nikt, kto mnie zna się tego nie spodziewał, nikt)
4. Jak spędzasz wolny czas?
Czytam, rozmawiam ze znajomymi.
5. Uprawiasz jakiś sport?
Czytanie.
6. Jak widzisz siebie za dziesięć lat?
Nie widzę siebie za dziesięć lat. Ostatnio już nie i nie chcę o tym myśleć.
7. Ulubiony przedmiot w szkole to…?
Biologia.
8. Wolisz polską muzykę, czy zagraniczną?
I taką, i taką.
9. Lubisz oglądać horrory?
Uwielbiam, ale te, na których można się naprawdę przestraszyć. A filmy tupu ,,Piła'' nie uważam za straszne.
10. Wolisz ciemne, czy jasne kolory?
Ciemne.
11. Masz ulubione anime, bądź ulubioną mangę?
Shaman king i Fullmetal alchemist.

Pytania Spokoyoh:

1. Lubisz bliźniaków Asakura? Jeśli nie, to jaką śmiercią chciałbyś/chciałabyś zginąć?
Czy lubię? No wiesz, co to za pytanie… Nie tylko lubię, a ubóstwiam, uwielbiam, kocham. XD
2. Lubisz koty? Jeśli nie, to dziwny z Ciebie człowiek…
Odpowiedź podobnie jak w pierwszym ^^ Nie to, że nie lubię innych zwierząt, wręcz przeciwnie, dlatego chcę zostać behawiorystką. Jednak koty są jedyne w swoim rodzaju.
3. Jak wyglądało Twoje pierwsze spotkanie z Shaman Kingiem?
Hmm… W telewizji zaczęto emitować Shaman king i zaczęłam oglądać. Pierwszy odcinek mnie zauroczył i tak poszło.^^
4. Czytałaś/czytałeś mangę SK?
Tylko kawałek. Zamierzam nadrobić, ale to dopiero po maturze…
5. Ulubiony bohater SK?
Bli
źniacy ^o^
6. Gdyby nakręcili film SK, o czym mógłby być?
Co za pytanie… Oczywiście, że o bliźniakach.
7. Ulubione seiyuu z SK? Ewentualnie z polskiej wersji, jeśli nie widziałaś/widziałeś oryginału.
Oryginału nie widziałam, a w polskiej wersji najbardziej podoba mi się głos Yoh.
8. Ulubiony odcinek SK?
Pierwszy. Ma do niego sentyment, bo od niego wszystko się zaczęło.
9. Gdyby
ś mogła/mógł brać udział w Turnieju, z kim chciałabyś/chciałbyś być w drużynie i dlaczego?
Z pewną ulubioną blogerką.
10. Ulubiona żartówka Chocolove?
Dużo tego było…
11. Czy uważasz, że moje pytania są monotematyczne? Dobrze przemyśl swoją odpowiedź>)
Monotematyczne? A gdzie tam… :D

Pytania Anny Kyoyamy:

1. Jakiego szamana lubisz najbardziej i dlaczego?
Yoh - za ten optymizm i chęć pomocy innym;

Hao - za tajemniczość, za to, że nigdy nie wiadomo co zrobi.
2. Co zrobił dla ciebie "Król szamanów"?
Zapoczątkował powstanie tego opowiadania i dzięki niemu poznałam wiele osób, z takim samym zainteresowaniem​ co ja.
3. Czy byłaś z tego powodu dyskryminowana, dlatego że to oglądałaś?
Nie. Moja obecna klasa nie wie, że się interesuję, a ją się tym nie chwalę, bo to nie ich sprawa. Moja bliska koleżanka wie o moim hobby, lecz zazwyczaj nie zwraca na to uwagi.
4. Pierwsza rzecz, która ci się kojarzy z szamanem.
Bliźniacy^^
5. Wyobraź sobie głupią sytuacje. Ktoś"normalny"(nie mangowy) z twojej klasy znudzony turla mandarynkę na stole xD Co robisz? (hahaha xD)
Pytam, czy się ze mną podzieli^^
6. Trenowałabyś, gdybyś była Yoh a Anna znęcałaby się nad! tobą?
Trenowałabym, ale tyle, ile sama sobie zaplanuję. Nie cierpię, jak ktoś mi coś narzuca. (Dlatego mam opory, gdy sięgam za lektury szkolne)
7. Który odcinek SK lubisz najbardziej?
Pierwszy, bo od niego wszystko się zaczęło.
8. Próbowałaś kiedyś napisać swoje imie na ziarenku ryżu jak robili to szamani trenując u Mikihisy?
Heh, nie.:D
9. Masz jakieś rzeczy z szamana w domu?
Poza rysunkami własnej roboty, to nie.
10. Gdybyś mogła wejść do świata szamanów...ale byłby jeden haczyk. Nie mogłabyś nigdy wrócić. Zrobiłabyś to?
Uwielbiam SK, ale nie zdecydowałabym się na to. Jestem zbyt przywiązana do rodziny, znajomych, aby ich zostawić. Chyba, że pójdą razem ze mną, to wtedy czemu nie. ;)
11. Chcesz żyć na zawsze z szamanem w sercu? Czy sądzisz" z wiekiem mi przejdzie, chwilowa zajawka"?
Nie wiem, jak to będzie za 2, 5 lat. Może już nie będę lubić SK, a może wręcz przeciwnie. Ale wiem, że teraz nie wyobrażam sobie życia bez tego. I jeśli nie jest najwyżej na mojej liście wartości, to wnosi do mojego życia cząstkę radości.





Pytania Elmiki:

1. Jaka jest twoja ulubiona książka/seria książek?

,,Dary Anioła", ,,Diabelskie Maszyny", ,,Kroniki Bane'a" C. Clare, ,,Zastępy anielskie" M.L. Kossakowskiej
2. Co skłoniło cię to stworzenia bloga?

Opowiadania innych fanów, które czytałam wcześniej oraz koleżanka nakłoniłam mnie do tego.
3. Jakie są Twoje trzy największe zalety?

Nie mnie to oceniać... Z tego, co słyszałam, to jestem spokojna, przyjacielska i ciekawa.
4. Jakiego fikcyjnego bohatera chciałabyś spotkać w rzeczywistym świecie?

Jace'a z serii ,,Dary Anioła". Choć tych bohaterów jest więcej niż jeden.
5. Gdyby pozwolono ci zmienić jedną rzecz w historii świata, co by to było?

Myślę, że sprawiłabym, by jeden z tych... dyktatorów, którzy stali za śmiercią milionów ludzi, w ogóle by się nie narodził.
6. Jaki jest Twój ulubiony kabaret?

Kabaret Skeczów Męczących, Ani mru mru, Kabaret Młodych Panów
7. Jaką postać miałby Twój Patronus?

Zapewne kota lub wiewiórki! :D
8. Podasz trzy ulubione mangi?

,,Shaman KIng", ,,Fullmetal Alchemist" i ,,Kuroshitsuji". Co prawda, żadnej nie skończyłam, poza SK ( i to też nie do końca, bo SK Flower nie czytałam).
9. Kiedy zaczęłaś pisać?

Było już to pytanie. :)
10. Kto jest dla Ciebie największym wzorem do naśladowania?

Moja mama.
11. Kim chcesz zostać w przyszłości?

 
A teraz pytania ode mnie:
1. Czym dla Ciebie jest pisanie opowiadań?
2. Kto lub co jest Twoim autorytetem?
3. Ulubiony gatunek literacki?
4. Które zwierzę najbardziej opisuję Twoją osobowość?
5. Ulubiony piosenkarz/piosenkarka.
6. Co chciałbyś/chciałabyś zmienić w swoim zachowaniu?
7. Czego najbardziej nie lubisz w ludziach.
8. Co skłoniło Cię do założenia bloga z opowiadaniem?
9. Co pomaga Ci poprawić nastrój.
10. Którą postacią z bajki/książki chciałbyś/chciałabyś spotkać w prawdziwym świecie?
11. Jaki rodzaj muzyki sprawia, że się relaksujesz?

wtorek, 11 marca 2014

Zimowy poranek - Oneshot

 Witam wszystkich i od razu mówię, że dziś nie będzie rozdziału. Tym razem chciałabym podzielić się czymś, nad czym pracowałam przez styczeń, mianowicie nad pracą na konkurs. Cóż, nie wiąże się ona z tematyką tego bloga, ale pewna kochana osóbka przekonała mnie, że powinnam to tu wstawić. Mam nadzieję, że Wam się spodoba, bo naprawdę jestem zadowolona z efektu końcowego.
Jeśli chodzi o następny rozdział - nie pytajcie, kiedy będzie, gdyż nie jestem w stanie tego określić. Muszę podjąć teraz parę decyzji, które zadecydują o mojej dalszej przyszłości. I muszę skupić się na tym. Mogę Was jedynie przeprosić, że nic nie pojawiało się tu od października tamtego roku. Wiem, że obiecałam pewnej osobie rozdział przed nowym rokiem, ale z powodu różnych spraw, którymi nie będę Was zanudzać, nie miałam okazji na spokojnie zająć się rozdziałem.
Na koniec chciałam zadedykować to opowiadanie Yohao, dzięki której ono powstało. Dziękuję Ci za to, że jesteś i mnie wspierasz, zwłaszcza w ostatnim okresie. Nawet nie potrafię wyrazić tego, jak bardzo jestem Ci wdzięczna za wczoraj i za całą naszą znajomość.
Dobrze, zapraszam do czytania i jeszcze raz przepraszam.

****
   Przez uchylone okno do pomieszczenia wpadało chłodne, poranne powietrze. Słońce powoli wschodziło ponad horyzont, lecz promienie z trudem przebijały się przez grube warstwy chmur. Jednak to, a nawet śnieg, który spadł wczorajszego wieczora, nie przeszkodził mieszkańcom Londynu w prowadzeniu codziennego trybu życia. Także ciemnowłosy chłopak - siedemnastoletni - wybudził się właśnie ze snu. Przeciągnąwszy się leniwie na posłaniu, usiadł i spojrzał w stronę zaśnieżonego parapetu. Uśmiechnął się, przypomniawszy sobie, jak w dzieciństwie razem ze starszym bratem wyczekiwali właśnie tego dnia, w którym ziemię pokryje biały puch. Choć wiedzieli, że był rzadkim zjawiskiem pogodowym w tym kraju. Od samego rana błagali wtedy matkę, aby pozwoliła im wyjść na zewnątrz. Gdy był dzieckiem, uwielbiał lepić z bratem bałwany, rzucać się ścieżkami czy gonić po całym podwórku. I mimo iż miał świadomość, że tamte czasy już minęły, to zawsze miło będzie je wspominać.
Po krótkiej chwili postanowił w końcu wstać. Wiedział, że nie mógłby spędzić całego dnia w łóżku, choćby była sobota i nie miałby żadnych zajęć. Jego rodzina uważała to za marnowanie czasu, a on wolałby nie kłócić się o to kolejny raz. Zwłaszcza dzisiaj.
 Podszedł do szafy stojącej nieopodal i wyciągnął czarne spodnie oraz szarą koszulkę. W trakcie ubierania się, usłyszał czyjś męski krzyk, który wołał jego imię. Chłopak westchnął tylko, jakby się tego spodziewając. Podszedł do drzwi i otworzywszy je, wyszedł na korytarz. Razem z matką i starszym o trzy lata bratem mieszkali w parterowym domu, odziedziczonym po zmarłych pradziadkach chłopców. Czarnowłosy nigdy ich nie poznał, lecz z dawnych opowiadań matki - kiedy jeszcze miała na nie ochotę - dowiedział się, że bardzo kochali swoje dzieci oraz jedyną wnuczkę. Pamiętał uśmiech rodzicielki, gdy wspominała swoich dziadków czy rodziców. Miał wrażenie, że tylko wtedy była naprawdę szczęśliwa. Westchnął, włożywszy ręce do kieszeni, po czym zaczął kierować się w stronę jadalni. Gdy tylko wszedł do środka, przywitał go radosny głos brata:
– Will! – Michael - wysoki młodzieniec o czarnych jak jego włosach i jasnoniebieskich oczach - uśmiechnął się, ukazując rząd białych zębów. – Siadaj, właśnie zaczynamy śniadanie – odparł, sięgając po jedną z kanapek leżących na dużym talerzu.
Chłopak kiwnął głową i usiadł przy masywnym stole.
– Cześć, mamo – powiedział do jasnowłosej kobiety siedzącej naprzeciw. Jednak po chwili mina mu zrzedła, gdy w jej zielonych oczach - takich samych jak jego - nie dostrzegł ani odrobiny radości z widoku syna. Wiedział, że nie powinien spodziewać się niczego innego, gdyż taka sytuacja trwała od paru lat. Po śmierci ich babci, rodzicielka chłopców zamknęła się w sobie. Czasami mieli wrażenie, że całkowicie straciła kontakt z rzeczywistością, jakby nic ją nie obchodziło. Od tamtej pory Michael robił, co mógł, aby pomóc matce. Zabierał ją do psychologa, zajmował się domem, rozmawiał, lecz nie przyniosło to żadnego efektu. Jednak obaj mieli wciąż nadzieję, że jej stan w końcu się poprawi.
William nagle poczuł, że coś wdrapało mu się po nodze i usiadło na jego kolanach. Spojrzał w dół i zobaczył małą wiewiórkę, wpatrującą się w niego czarnymi oczyma. Uśmiechnął się lekko i pogłaskał zwierzę po główce.
– Witaj – przywitał się.
Wiewiórka przechyliła łepek na bok, a następnie szybko zeskoczyła i wdrapała się po Michaelu, aby usiąść na jego ramieniu. Starszy chłopak nie był tym zaskoczony. Zachowywał się tak, jakby nawet tego nie zauważył. Nic dziwnego, gdyż od początku, kiedy tylko ona pojawiła się w ich domu, upodobała sobie właśnie to miejsce. Gdy William miał piętnaście lat, razem z bratem znaleźli ją ranną na podwórku i zaopiekowali się nią. Od tamtej pory została z nimi i nawet gdy wyzdrowiała, nie miała zamiaru ich opuścić. Wszędzie za nimi chodziła, zwłaszcza za Michaelem, którego nigdy nie spuszczała z oczu.
– Wszystko w porządku? – spytał starszy chłopak, przyglądając się uważnie bratu, a w jego głosie wyraźnie słychać było troskę.
– Tak – odparł krótko, biorąc do ust kanapkę. Czuł na sobie wzrok Michaela, lecz zignorował go.  Nie miał ochoty z nim teraz rozmawiać, bo wiedział, co będzie chciał powiedzieć. Niebieskooki zdecydowanie za bardzo się martwił, co tylko denerwowało Willa. Nie potrafił zrozumieć, że jego mały braciszek nie jest już dzieckiem i sam potrafi o siebie zadbać. I nie potrzeba się nim przejmować. Jego przemyślenia przerwał głos Michaela:
– Zabieram dziś mamę do doktora Browna. Ostatnio, gdy z nim rozmawiałem, mówił że robią postępy.
– Jasne – powiedział z ironią, spoglądając przez wysokie okno, które dawniej było witrażem. Jeszcze przed śmiercią, ich babcia kazała wstawić w nie zwyczajne szyby, gdyż nie lubiła stylu wiktoriańskiego, w którym zachowany był wystrój domu. Pamiętał, jak powtarzała, że próbuje w te stare miejsce tchnąć ducha nowoczesności. – Mówi tak od jakiś dwóch lat. Nie widzisz, że to nie ma sensu? Tylko tracisz czas. Ona nie chce wyzdrowieć.
– Williamie! – skarcił go brat. – Nie mów tak, przecież...
– Dlaczego? Przecież to prawda. Dobrze o tym wiesz, tylko nie chcesz przyjąć tego do świadomości. Gdyby zależałoby jej na czymkolwiek oprócz siebie, wyzdrowiałaby. – Wiedział, że jest okrutny wobec matki, ale nie zważał na to. Miał tego wszystkiego dość.
Spojrzał ukradkiem w jej stronę, lecz sprawiała wrażenie, jakby tego nie usłyszała. Zacisnął dłonie w pięści, które leżały na jego kolanach.
– Will – zaczął Michael, chwytając go za ramię i zmuszając do wstania. – Chodź, porozmawiamy – dodał ostrym głosem i pociągnął go w stronę wyjścia.
Młodszy chłopak wyrwał się z wyrazem złości na twarzy.
– Nie mam zamiaru cię słuchać. Mam dość traktowania mnie jak dziecko, które nie ma o niczym pojęcia. Babcia zmarła cztery lata temu, a mama nadal to przeżywa. Zachowuje się tak, jakby nic ją nie obchodziło, jakbyśmy my ją nie obchodzili, więc dlaczego ja mam przejmować się tym, co ona o mnie pomyśli? – przerwał, czując, że jeszcze trochę, a głos zacznie mu się łamać.
– Bracie...
– Zostaw mnie. Mam ciebie dość – powiedział i szybkim krokiem wyszedł z pomieszczenia, trzaskając drzwiami.
Michael westchnął ze smutkiem, obserwując przez okno, odchodzącego w pośpiechu Willa. Wiedział, że jego brat ciężko znosił to wszystko. W końcu miał dopiero siedemnaście lat i jak każdy potrzebował jeszcze kogoś, kto pokaże, dokąd iść. Najczęściej byli to rodzice, lecz w obecnej sytuacji, kiedy ich ojciec był na misji w wojsku, która trwała już parę miesięcy i nie zapowiadało się na jego powrót w najbliższym czasie, a matka... Cóż, to było niemożliwe. I dlatego Michael robił, co mógł, aby go wspierać. Jednak czuł, że powoli traci nad tym kontrolę.

****

  Był późny wieczór, gdy William wrócił do domu. Wiedział, że brat będzie na niego wściekły, ale nie obchodziło go to. Musiał wtedy wyjść. Czuł, że dłużej nie mógłby wytrzymać, nie mówiąc jeszcze czegoś, czego potem by żałował. Miał świadomość, że ta poranna ucieczka była dziecinna, ale musiał przestać o tym myśleć.
Zdejmując kurtkę, nie słyszał odgłosów, wskazujących na to, iż Michael wciąż był na nogach. Skierował się w stronę swojego pokoju i przechodząc obok kuchni, zauważył uchylone drzwi, przez które wypadało jasne światło. Zawahał się przed wejściem do środka. Miał przeczucie, że nie wyniknie z tego nic dobrego. Wszedł powoli do pomieszczenia i zauważył siedzącego przy stole Michaela, pochylającego się nad stołem z głową opartą o ręce. William poczuł skurcz w żołądku.
– Michael? Wszystko w porządku?
Starszy chłopak drgnął, jakby nie spodziewając się pojawienia w kuchni kogokolwiek. Podniósł głowę i spojrzał na brata nieprzeniknionym wzrokiem.
– Gdzie ty byłeś? Zniknąłeś na cały dzień! Masz pojęcie, jak się martwiłem? – Nawet nie zauważył, kiedy wstał.
– Niepotrzebnie. Nie jestem dzieckiem i potrafię sobie samemu radzić – odparł z buntowniczym wyrazem twarzy i założył ręce na piersi.
– Czy ty nic nie rozumiesz? – spytał, podchodząc bliżej niego. – Może jesteś prawie pełnoletni, ale wciąż zachowujesz się niedojrzale. Nawet nie raczyłeś zabrać telefonu. Nie rozumiesz, że to co robisz, oddziałuje na innych? Zachowujesz się tak, jakbyś był tylko obserwatorem w tym, co się dzieje. I za każdym razem uciekasz.
– O czym mówisz? – Will zatarł nieco brodę do góry, by móc spojrzeć bratu w oczy.
– Jak mogłeś powiedzieć coś takiego przy mamie? Doskonale znasz sytuację i wiesz, że...
– Tak, wiem! Powtarzasz mi to za każdym razem. Ale mam już tego dość! Co, twoim zdaniem, mam robić? Udawać, że wszystko jest w porządku, tak jak ty to robisz? Ona się nami nie interesuje. Cokolwiek zrobię, powiem, nie wpływa to na nią w żaden sposób. – Opuścił głowę, z całych sił zaciskając dłonie w pięści. Jego głos robił się coraz cichszy. – Ja już dłużej tak nie chcę.
– Will – zaczął Michael, kładąc mu ręce na ramiona. – Wiem, że to dla ciebie trudne. Gdybym mógł, to oszczędziłbym ci tego wszystkiego, ale jakoś musimy sobie poradzić, wspólnie. Mama nas potrzebuje, a my...
– Nie. – Wyrwał się i cofnął o dwa kroki. – Ona nas nie potrzebuje, nie interesuje ją czy jesteśmy, czy nie. Ale jak tak bardzo chcesz, to możesz to robić sam. Przecież tak naprawdę cię nie obchodzę, więc dlaczego mam ci wciąż przeszkadzać?
– Przeszkadzać? O czym ty mówisz? Jesteś moim bratem i nigdy mi...
– Idę spać – oznajmił, przerywając niebieskookiemu. Następnie odwrócił się i szybkim krokiem wyszedł z pomieszczenia.
Michael zawołał za nim, choć wiedział, że brat nie wróci. Westchnął ze smutkiem i podszedł w stronę okna. Nie miał już pojęcia, jak rozmawiać z chłopakiem. To wszystko wyrywało się spod kontroli. Patrząc na swoje odbicie, poczuł jak coś wdrapuje się po jego ciuchach. Po chwili na jego ramieniu usiadła wiewiórka i przejechała pyszczkiem po policzku bruneta. Ten uśmiechnął się lekko i pogłaskał ją. Nie miał pojęcia, jak ona to robiła, ale zawsze, kiedy miał zły nastrój, przytulała się do niego, jakby chcąc pocieszyć chłopaka. Jednak teraz miał wrażenie, że to nie będzie takie łatwe...

****

  William obudził się następnego dnia, z dudniącym bólem głowy. Większą część nocy spędził nad analizowaniem ostatniego wieczoru. Już od samego wyjścia z kuchni po rozmowie z bratem, czuł palące wyrzuty sumienia. Lecz nie potrafił wrócić i jeszcze raz spojrzeć Michaelowi w twarz. Bał się ujrzeć w jego oczach rozczarowanie. Gdyby potwierdził to, co Will myślał o sobie, nie zniósłby tego. Co innego usłyszeć to od samego siebie, a co innego od bliskiej osoby. Zawsze ważne było dla niego zdanie brata, mimo iż starał się tego nie okazywać. Zacisnął palce na pościeli. Był tchórzem, wiedział o tym doskonale. Ale z tym już koniec. Michael miał rację. Musiał w końcu przestać zachowywać się jak dziecko, a pierwsze co zrobi, to pójdzie przeprosić brata.
Wstał i przebrawszy się w pierwsze lepsze ciuchy, wyszedł z pokoju. Wiedział, że znajdzie Michaela w jadalni, gdyż zawsze o tej porze przygotowywał śniadanie dla wszystkich. Jednak gdy tylko wszedł do pomieszczenia, zdał sobie sprawę, że dziś było inaczej. Brunet siedział przy pustym stole i czytał gazetę. Był sam, więc mama pewnie jeszcze znajdowała się w swoim pokoju, pomyślał Will. Młodszy chłopak westchnął i podszedł do brata. Michael wydawał się nie mieć dobrego nastroju, lecz musiał z nim porozmawiać. Usiadł na krześle obok niego.
– Cześć – powiedział i niemal zaskoczyła go niepewność w jego głosie.
Niebieskooki nie odpowiedział, nawet nie podniósł wzroku znad gazety, jakby nie zauważył przybycia brata.
– Michael? – spytał, nerwowo poruszając się na siedzeniu. – Chciałem porozmawiać o tym, co było wczoraj. Przepraszam, że tak się zachowywałem, ja tylko...
– Daj spokój – odparł starszy młodzieniec lekceważącym głosem. – Nie obchodzi mnie to.
Willa całkowicie zaskoczyła ta wypowiedź. Michael jeszcze nigdy nie mówił do niego w ten sposób, nieważne jak bardzo był na niego zły. Ani razu nie słyszał u niego takiej wrogości.
– Miałeś rację – kontynuował. – Nie zamierzam dłużej przejmować się tobą ani twoimi humorami. Nie ma czym.
– Co?
– Słyszałeś. – Michael odłożył gazetę i spojrzał na Williama. Ten miał uczucie, jakby niebieskie tęczówki chłopaka wdzierały się do jego umysłu, chcąc wyrządzić nieodwracalne szkody. – Przez całe życie skakałem wokół ciebie, jakbyś był ze szkła, a okazało się, że to nie miało sensu. Jesteś nikim.
Will zacisnął pięści na kolanach i opuścił głowę, pragnąc znaleźć się w innym miejscu. Wiedział, że brat miał rację, jednak nie był przygotowany tego usłyszeć od niego. Czuł, że swoim zachowaniem zniszczył wszystko.
– Przepraszam, bracie – odparł cicho, nie podnosząc na bruneta wzroku. – Wiem, że cię zawiodłem i że jesteś na mnie zły, ale postaram się, zrobię wszystko, abyś...
– To nie ma sensu – przerwał tym samym, przerażająco spokojnym i zimnym głosem – bo i tak już dłużej nie będziesz tu mieszkał.
– O czym ty mówisz? – Will podniósł gwałtownie głowę, wpatrując się w chłopaka z niedowierzaniem.
– Sam mówiłeś, że jesteś na tyle dorosły, aby sam zadbać o siebie, więc równie dobrze możesz znaleźć sobie inne miejsce.
– T–to znaczy, że mam się wyprowadzić?
– Tak. Masz czas do wieczora. – Michael wstał i skierował się w stronę wyjścia. Nie okazał ani odrobiny współczucia czy choćby smutku.
– Ale bracie... – Will również się podniósł, wpatrując się w niego.
– Nie – uciął, nawet się nie odwracając. – I nie ma sensu udawać kochającego się rodzeństwa. Nie jesteś już moim bratem.

****

  Słońce powoli chowało się za horyzontem, wywołując pomarańczowo–czerwone refleksy światła na pokrytej krami Tamizie. Młody chłopak opierał się właśnie o barierki na Blackfriars Bridge i wpatrywał się w wodę. Zawsze, gdy musiał pomyśleć lub uspokoić się, przychodził nad rzekę. Woda łagodziła jego nerwy i dawała poczucie spokoju. Dawniej, po sprzeczkach z bratem czy rodzicami, uciekał w to miejsce. Pamiętał, jak czasami siedział na moście, z przyciągniętymi do piersi kolanami i naburmuszoną miną, a wtedy pojawiał się Michael, który w milczeniu przysiadywał się do niego, czekając aż Willowi przejdzie złość. Czasami trwało to nawet parę godzin, lecz brat ani razu się nie skarżył, ani razu nie dawał za wygraną.
William poprawił kurtkę, gdy zawiał zimny wiatr. Każde wspomnienie o bracie przynosiło ze sobą jego słowa, które usłyszał dziś rano. ,,Nie jesteś już moim bratem". Nie rozumiał. Czy był aż tak zły? Czy mógł doprowadzić do zniszczenia tego, co było między nimi? Przecież od dziecka się o coś kłócili, jak to bywa w rodzinie - są dobre i złe chwile. Lecz teraz miał wrażenie, iż tego już nie da się naprawić. Michael nie chciał go widzieć, A Will nie chciał dawać mu więcej powodów do nienawiści. Nienawiści?  – powtórzył w myślach, mimowolnie zaciskając powieki, nie chcąc pozwolić łzom popłynąć po policzkach. Nigdy nie pomyślałby, że brat może czuć do niego coś takiego. Dziś rano od razu po tej rozmowie uciekł z domu w to miejsce, nie wiedząc, co robić. Miał świadomość, że będzie musiał wrócić i zabrać swoje rzeczy, ale napawało go to przerażeniem.
Nagle usłyszał za sobą kroki i odwróciwszy, niemal od razu rozpoznał te czarne włosy i niebieskie oczy. Mimo iż twarz przybysza przypominała w tej chwili maskę.
– Michael? – spytał, nawet nie próbując kontrolować drżenia głosu. Miał ochotę podejść do bruneta, jednak strach sparaliżował całe jego ciało.
Starszy chłopak nie odpowiedział, tylko wpatrywał się w Willa pełnym nienawiści spojrzeniem. Po chwili ruszył wolnym krokiem, zbliżając się do młodszego brata. Gdy znalazł się tuż przed nim, młodszy chłopak w ostatniej chwili odskoczył na bok, zauważając pięść bruneta, skierowaną prosto w jego twarz.
– C-co ty...? – wyjąkał, nie będąc w stanie niczego innego powiedzieć.
Zaraz potem, Michael ponownie go zaatakował. Will próbował się obronić, chwytając go za nadgarstki. Przez krótki czas siłowali się między sobą, lecz nagle Michael poślizgnął się na pokrytej lodem powierzchni i tracąc równowagę, wypadł przez żelazne barierki. William złapał go w ostatniej chwili.
– Trzymaj się! Wyciągnę cię! – krzyknął, próbując wciągnąć brata z powrotem, jednak czuł, że nie da rady. Dłonie powoli wyślizgiwały się z uścisku brata, a Michael milczał. Milczał, patrząc jedynie pełnymi nienawiści i pogardy oczyma. W pewnym momencie Will nie zdołał dłużej utrzymać bruneta i ten spadł wprost do zimnej Tamizy, znikając w głębi wody.
– Nie! – wykrzyknął Will z rozpaczą, nie mogąc uwierzyć w to, co się stało. Wpatrywał się szeroko otwartymi z przerażenia oczyma w taflę wody, szukając jakiegoś śladu. Nic.
Osunął się na kolana, głową dotykając żelaznych barierek i zaczął płakać. Słońce znikło już za horyzontem, pozostawiając młodzieńca samego z cierpieniem, które niszczyło jego serce.

****

– Nie! – Krzyk Willa rozniósł się po całym domu, a on sam podniósł się gwałtownie do pozycji siedzącej, nie mogąc złapać tchu, jak po przebyciu długiego biegu. Ze zdezorientowaniem rozglądał się po pomieszczeniu, przez chwilę nie wiedząc, gdzie się znajduje. Wciąż przed oczyma miał ten sam obraz. Znikającego w głębi wody Michaela. I świadomość, że nic już nie mógł zrobić. Zacisnął powieki, drżąc na całym ciele.  To niemożliwe, niemożliwe – powtarzał rozpaczliwie w myślach.
Wtem drzwi do jego pokoju otworzyły się, ukazując wysoką postać.
– Will? Wszystko w porządku?
Chłopak podniósł zszokowane spojrzenie na Michaela, który przyglądał się mu ze zmartwieniem na twarzy.
– Michael? Ty... żyjesz?
– Oczywiście, że tak – odparł z lekkim uśmiechem, lecz widząc, w jakim stanie był Will, podszedł do niego i ukląkł obok. – Miałeś koszmar?
– Ja... – Nie wiedział, co powiedzieć. Czy to naprawdę mógł być tylko sen? A może nadal śni? Jednak spojrzawszy w zatroskane niebieskie oczy brata, wiedział, że to nie sen. – Ja myślałem...
– Spokojnie. – Michael położył mu dłoń na ramieniu. – Powiedz, co ci się śniło.
Will zaczerpnął tchu, próbując się uspokoić i zaczął opowiadać. Gdy skończył, opuścił głowę, jakby obawiając się, ujrzeć w oczach brata złość czy rozczarowanie.
Jego obawy okazały się niesłuszne, gdy Michael powiedział łagodnym głosem:
– To był tylko koszmar. A wiesz, skąd to wiem? – Uśmiechnął się lekko. – Bo nigdy nie byłbym w stanie cię znienawidzić, nieważne, co złego byś zrobił. Jesteśmy braćmi i nic tego nie zmieni, rozumiesz?
Will kiwnął głową, czując jak ciężar spada mu z serca.
– Przepraszam...
– Nie masz za co – powiedział Michael i zmierzwił mu włosy, a chłopakowi przypomniało to, jak będąc jeszcze dziećmi, brat często dokuczał mu w ten sposób. – A teraz wstawaj. Nie warto marnować takiego dnia, leżąc w łóżku.

****

  Miał właśnie wejść za Michaelem do jadalni, gdy poczuł, jak ktoś chwyta go za ramię. Gdy się obrócił, od razu rozpoznał, kto to był.
– Mamo?
Kobieta spoglądała na niego spokojnymi zielonymi oczyma, a on pierwszy raz od dawna zauważył, że wyrażały coś więcej niż tylko obojętność.
– Kocham cię, synku, pamiętaj – odparła, dotykając lekko opuszkami palców jego policzka, po czym wyminęła go, kierując się w stronę stołu.
Will ze zdumieniem podążał za nią wzrokiem, jak ponownie zamykając się w sobie, siada na swoim miejscu. Od paru lat nie odezwała się do nikogo ani słowem, a dzisiaj... Może nie powinien tracić jeszcze nadziei?
Obserwując matkę, brata, cieszył się, że to był tylko sen, ale też w jakimś stopniu nie żałował, że go miał. Dzięki niemu zrozumiał, że życie nie trwa wiecznie i w każdej chwili może zdarzyć się coś, co obróci świat do góry nogami. A marnowanie tego czasu na kłótnie, okazałoby się największym błędem, jaki mógłby popełnić. Uśmiechając się lekko, wszedł do jadalni, by dołączyć do rodziny.
Czasem koszmary próbują przejąć nad nami kontrolę niczym demony, lecz ważne jest, aby nie dać im zwyciężyć, aby nie pozwolić, żeby przejęły kontrolę nad prawdziwym życiem. Sny, nawet te złe, mogą być jedynie wskazówką, ale to od człowieka zależy, jak potoczy się jego życie.