wtorek, 30 października 2012

Gdy czarne pióro spadnie z nieba... - Rozdział V


 Głuchy odgłos uderzających kropel deszczu o metalowy parapet sprowokował Hao do opuszczenia leczniczej krainy snów. Uchylił powieki, by w następnej chwili je zamknąć, natrafiając na poranne promienie słońca. Ponowił próbę, gdy tylko źrenice przyzwyczaiły się do blasku. Jego oczom ukazał się średniej wielkości pokój, o ścianach kolorem przypominającym kawę z mlekiem oraz ciemnobrązowymi meblami. Podniósł się na łokciach i skrzywi ł nieznacznie, czując ukłucie w okolicach klatki piersiowej. Kiedy spojrzał na swój zabandażowany brzuch, na jego twarzy zagościło zrozumienie. Przypomniał sobie wszystkie obrazy z zeszłej nocy i dziewczynę, która go tu zaprowadziła. Nie wiedzieć czemu, sam dał się tu przyprowadzić. Może to ta dziwna energia, którą emanowała kasztanowłosa, tak na niego podziałała. Jego szamański zmysł mówił mu, że powinien przyjrzeć się temu. Usiadł na posłaniu i jak na zawołanie, drzwi otworzyły się i do pokoju weszła owa dziewczyna. Zamrugała długimi rzęsami ukazując zielone oczy. Widząc, iż jej gość jest przytomny, uśmiechnęła się i podeszła bliżej, trzymając w jednej dłoni talerz, a w drugiej szklankę wypełnioną, zapewne, sokiem pomarańczowym. Hao teraz mógł poczuć zapach świeżo przyrządzonych tostów.
- Bonjour! - przywitała się, siadając obok chłopaka. - Przyniosłam ci śniadanie. Mam nadzieję, że będzie smakować - odparła, podając Asakurze talerz. Ten uniósł jedną brew, lecz odebrał od dziewczyny posiłek.
- Dziękuję, ale nie musiałaś... - zaczął, ale nagle mu przerwała.
- To ja powinnam ci dziękować. Uratowałeś mi życie i gdyby nie ty, już byłoby po mnie - odparła, spuszczając wzrok tak, że grzywka opadła jej na twarz. Zacisnęła powieki czując powoli gromadzące się łzy, jednak po chwili opanowała się i spojrzawszy na szatyna, uśmiechnęła się lekko. - Przepraszam, nie przedstawiałam się. Nazywam się Emilie Bonnet, ale możesz mi mówić Emi - oznajmiła z dziwnym akcentem, który dawał do zrozumienia, iż nie pochodzi stąd.
- Asakura Hao - Skłonił się lekko. Dostrzegał, że zielonooka stara się zapomnieć ostatnie wydarzenia, choć z pewnością to nie było łatwe. Pogodzenie się z takimi przeżyciami wymaga czasu. Z drugiej strony dziwił go fakt, iż tak po prostu zabrała go do swojego mieszkania, po tym jak na jej oczach zamordował człowieka. - Nie dziękuj, przechodziłem obok i usłyszałem twój krzyk, więc pomogłem. Poza tym widzę, że już mi się odwdzięczyłaś - oznajmił gładząc bandaż na swoim brzuchu.
- To nie moja zasługa. Moja mama cię opatrzyła. Jest pielęgniarką, więc zna się na tym. Za chwilę przyjdzie zbadać twoją ranę, a potem będzie obiad. Mama świetnie gotuje, przekonasz się - Uśmiechnęła się wesoło.
Hao nie potrafił zrozumieć powodów postępowania dziewczyny. Miał uwierzyć, że była aż tak naiwna, by przyprowadzić do domu obcego chłopaka, który notabene na jej oczach pozbawił życia innego człowieka, w dodatku wykazywać względem niego troskę?
- Podziękuj mamie, ale nie skorzystam z propozycji - oznajmił stanowczym głosem, jednocześnie wstając z posłania. Chciał już ruszyć w kierunku wyjścia, gdy nagle zielonooka chwyciła długowłosego za nadgarstek.
- Nie możesz odejść! Twoja rana jeszcze się nie zagoiła! - odparła podniesionym głosem, lecz po chwili widząc zdenerwowane spojrzenie chłopaka, zrozumiała, iż trochę przesadziła. Puściła rękę chłopaka i dodała spokojniej - Słuchaj, wiem, że mi nie ufasz, ale naprawdę nie mam złych zamiarów. Gdy mama potwierdzi, że jesteś zdrowy, to będziesz mógł od razu stąd odejść. Tylko pozwól mi się upewnić, że nic ci nie jest - W jej głosie słychać było napięcie i troskę.
Hao przez moment przyglądał się jej w skupieniu, jakby szukając jakiegoś znaku w jej spojrzeniu, mimice, który świadczyłby o fałszywych intencjach kasztanowłosej. Nie rozumiał skąd u niej pojawiła się taka wola zapewnienia mu bezpieczeństwa. Przecież go nie znała. Coraz bardziej czuł, że jest w niej coś dziwnego, a zarazem przyciągającego. Westchnął cicho i usiadł z powrotem na niepościelone łóżko.
- Dobrze, jeśli to ma zaspokoić twoje sumienie zostanę, ale oczekuję od ciebie paru wyjaśnień - oznajmił, biorąc do ust pachnącego przypieczonym serem tosta.
Emilie niezbyt zadowolona takim tonem, kiwnęła jedynie głową. Wiedziała, że jeśli ma zyskać zaufanie szatyna, musi przystanąć na jego warunki.
- Dlaczego mi pomogłaś? Nie przejęło cię to, że na twoich oczach zabiłem człowieka? - Zdawał sobie sprawę, że może zbyt ostro ją traktuje, ale z drugiej strony nie był człowiekiem, który jest dla wszystkich łagodny.
 Dziewczyna przez chwilę milczała, jakby zastanawiając się nad odpowiedzią, po czym westchnęła cicho, a jej oczy pociemniały.
- To nie tak, że mnie nie przejęło. Po raz pierwszy widziałam śmierć człowieka i to było najgorszą rzeczą, jaką widziałam. Nie łudzę się, że to szybko zostawi mnie w spokoju. Nigdy nie chciałabym przeżyć tego znowu - urwała, aby zaczerpnąć tchu - Ale wiem, że gdybyś tego nie zrobił, obydwoje byśmy zginęli. I właśnie, dlatego ci pomogłam. Pomyślałam, że nie mogłabym cię tak tam zostawić. Poza tym czułam gdzieś w środku, że mogę ci zaufać. Po raz pierwszy odczuwałam to tak wyraźnie i...
- Po raz pierwszy? - przerwał jej zaciekawiony.
- Ja...nie potrafię tego wyjaśnić - zaczęła niepewnie, nie podnosząc wzroku na długowłosego - Czasami czuję, jakbym potrafiła wejrzeć w czyjąś duszę i widzieć prawdę o niej, jej skazy i niedoskonałości. Wtedy wiem, czy osoba jest z gruntu zła, czy może ma jakieś zalążki dobra. Nie bardzo rozumiem, dlaczego tak mam, a tym bardziej jak to kontrolować. Po prostu, gdy kogoś zobaczę, to wiem, jaki on jest.
Hao nie odpowiedział, tylko zamyślił się nad tym intensywnie. Czy to możliwe, żeby ta dziewczyna...? Jeśli tak, to by wyjaśniało tę energię, którą odczuwał. Już wcześniej miał wrażenie, że ją zna, ale teraz zyskał niemalże stuprocentową pewność. Co prawda, w swoim życiu spotkał, co najwyżej trzy osoby z tą zdolnością, lecz mógł być pewien, iż potrafił ją rozpoznać.
- Coś nie tak? - zapytała z troską Emilie, przerywając jego rozmyślania. Obserwowała chłopaka z pewnym zafascynowaniem, choć próbowała to z całych sił ukryć. Pierwszy raz spotkała kogoś, kto ma tak skomplikowane wnętrze. Jego dusza pokryta była jakby ciemnymi plamami, które przysłaniały to prawdziwe ,,ja'' szatyna. Nie miała pojęcia skąd one się wzięły, ale była niemalże pewna, iż nie powstały z małych przewinień. Kryło się za nimi coś więcej, coś poważniejszego, straszniejszego. Jednak, żeby to odkryć potrzebowała czasu, a gdzieś w podświadomie czuła, że musi mu pomóc.
- Jesteś szamanką, czy tylko widzisz duchy? - spytał, ignorując jej pytanie. Skończył już jeść pierwszy kawałek tosta i teraz zabrał się za drugi, w międzyczasie popijając sok.
Dziewczyna najwidoczniej nie spodziewała się takiego pytania, bo przez chwilę wpatrywała się w szatyna z szeroko otwartymi oczyma. Jej zielone tęczówki w jasnym słońcu lśniły głębokim odcieniem szmaragdu.
- Szamanką to za dużo powiedziane. Nie nadaję się do tego - zaśmiała się nerwowo - Ale tak. Potrafię widzieć duchy. Jestem ciekawa skąd to wiedziałeś? - spytała podejrzliwie.
- Umiem kojarzyć fakty. Widziałem twoją reakcję, gdy zobaczyłaś wczoraj mojego ducha i wcale nie wyglądałaś na przerażoną tym faktem - oznajmił patrząc jej w oczy. - Poza tym jestem na tyle dobrym szamanem, że potrafię rozróżnić zwykłego człowieka od tego, który ma kontakt z duchami - Na jego twarzy zagościł lekki uśmiech, jednak nie było w nim nic przyjemnego.
- Mistrz dedukcji, tak? I jeszcze, jaki skromny... - odparła z lekkim sarkazmem, lecz zaraz tego pożałowała. Nie chciała go zdenerwować, czasami po prostu mówiła to, co myśli. - To jest Alice, mój Duch Stróż - Wskazała głową na młodą, niebieskowłosą dziewczynę, która niespodziewanie pojawiła się obok nich. Przywitała się z Hao bez większego zainteresowania, po czym rozpłynęła się.
- Mało rozmowna...
- Cóż, Ali nie za bardzo lubi obcych ludzi, o których nic nie wie - oznajmiła z lekkim zakłopotaniem, następnie uśmiechnęła się wesoło. - A twój duch? Jak się nazywa?
- Duch Ognia.
- Oryginalnie - mruknęła pod nosem. - Masz ładne włosy. Są nawet dłuższe od moich. Nie przeszkadzają ci w czasie walki? Może powinieneś je zaplatać w warkocz, czy coś. Pasowałby ci - uśmiechnęła się szeroko.
Asakura nie odwzajemnił jej uśmiechu, a jedynie przewrócił oczyma, dając znak, iż nie przejmuje się takimi żartami. Nagle ich uwagę przykuł mały skowronek, który usiadłszy na parapecie okna, wesoło ćwierkał i strzepotał skrzydłami. Co jakiś czas stukał w framugę i odlatywał, jakby chcąc zwrócić uwagę nastolatków na to, co działo się za oknem. Deszczowe krople, które jeszcze niedawno ciurkiem spadały z nieba, teraz gdzieniegdzie skapywały na podłoże. Zza chmur przebijały się promienie słońca, delikatnie ogrzewając ziemię. Ptaszek znów przyfrunął, a jego szaroziemiste upierzenie zalśniło od światła. Emi uśmiechnęła się szeroko i wzruszyła ramionami. Hao również się uśmiechnął na ten widok. Lubił obserwować naturę, jej harmonijny tok życia. Niestety tak często zakłócony przez egoistycznych ludzi. W tym momencie nie miał jednak ochoty tego rozważać. Gdy spojrzał w zielone oczy dziewczyny, poczuł niewyjaśniony spokój, który odpychał wszelkie zmartwienia na dalszy czas. Nie wiedział, czy to wpływ dziewczyny, ale obecnie go to mało obchodziło.
- Smakowało ci śniadanie? Jeśli chcesz, mogę jeszcze zrobić - uśmiechnęła się miło do szatyna widząc, iż zjadł już swój posiłek.
- Nie, dziękuję. Smakowało - odparł szczerze.
- Cieszę się - Dziewczyna rozpromieniła się jeszcze bardziej - Zaraz powinna wrócić mama i wtedy zbada twoją ranę. A tak właściwie, gdzie mieszkasz, bo nie widziałam cię wcześniej w tej okolicy?
- Moje miejsce zamieszkania nie jest jednoznacznie określone - powiedział wymijająco.
Emilie przytaknęła, rozumiejąc, co chłopak miał przez to na myśli. Przez chwilę milczała, zastanawiając się na czymś, po czym oznajmiła:
- W takim razie nie ma przeciwwskazań, żebyś tu zamieszkał. W końcu i tak nie masz gdzie mieszkać, prawda? Ten pokój stoi pusty, a mama z pewnością się zgodzi. Umiem ją przekonać - wyszczerzyła zęby. - Co ty na to? Wiem, że obiecałam, że jeśli z twoją raną będzie wszystko dobrze, będziesz mógł spokojnie odejść, ale pomyślałam, iż to byłby dobry pomysł.
- A co byś chciała w zamian? - spytał z nutą podejrzliwości w głosie. Nie wierzył w taką dobroduszność ludzi.  Z drugiej strony zastanawiał się nad jej propozycją. Dziewczyna nie mogłaby mu nic zrobić, gdyż była zbyt słaba, a o był na tyle bystry, żeby zorientować się, kiedy ktoś chce go podejść. Poza tym nadal nie był pewny, czy zielonooka posiadała zdolność, o której myślał.
- W zamian? - zdziwiła się. - Czy teraz nie ma bezinteresownych ludzi? Możesz mi uwierzyć albo nie, ale ja naprawdę nie mam nic złego na myśli...chcę tylko pomóc - odparła i spojrzała Hao prosto w oczy, chcąc, aby widział, iż mówi szczerze.
Po krótkiej chwili milczenia, usłyszeli dźwięk otwieranych się drzwi wejściowych, a potem coraz głośniejszych kroków...

* * * *
  Marcus maszerował zniecierpliwionym krokiem od jednego drzewa do drugiego, trzymając dłonie w kieszeniach. Znajdował się na mrocznej poranie. Po lewej stronie, w oddali, widać jasny blask światła, a po prawej - wręcz przeciwnie - przerażającą czerń. Im bliżej ciemniejszej strony, tym drzewa przypominały nagie kikuty bez liści i gałęzi. Każdego z nich oplatał szkarłatny cierń, który wysysał życie z każdej napotkanej rośliny. Jednak brązowowłosy nie zwracał na to uwagi. Wyraźnie spodziewał się kogoś. Na jego twarzy gościł gniew. Nie lubił czekać. Wolałby, żeby to poszło szybciej, ale nic nie mógł na to poradzić. ''Mogłaby się pośpieszyć!'' - pomyślał z irytacją. I jak na zawołanie, tuż obok niego pojawiła się wysoka kobieta o długich, czerwonych włosach, luźno spuszczonych za plecami. Niektóre pasma opadały na dość duży dekolt czarnej sukienki. Marcus głęboko zaczerpnął tchu. Może i znał ją już jakiś czas, ale nadal odczuwał lekki strach, gdy się pojawiała. Lecz nie okazywał tego. Nie chciał dawać jej satysfakcji jego strachem. Przyjrzał się jej. Na nieskazitelnej twarzy gościł lekki uśmiech taki, jakim obdarza się przyjaciela, kiedy spotyka się go po dłuższym rozstaniu. Zielonooki wiedział, że to są tylko pozory. Wyczytał to z oczu długowłosej. Oczu tak czarnych i przesiąkniętych złowrogą mocą, że nie mógł powstrzymać się od wzdrygnięcia. Piękno zawsze idzie w parze z niebezpieczeństwem.
- Droga Lilith - skłonił się lekko.  - Miło cię widzieć.
- Witaj - odparła łagodnie. - Widzę, że jednak zgodziłeś się ze mną spotkać. Bardzo się z tego cieszę.
- Ja również. Przecież wiesz, że zawsze chętnie się z tobą spotkam - oznajmił z całych sił próbując uniknąć jej mrożącego krew spojrzenia. Wiedział, że nie dano by mu zbytnio wyboru. Odmowa byłaby głupotą. - Dlaczego chciałaś się ze mną spotkać?
- Jak zawsze niecierpliwy - zaśmiała się. - W takim razie nie będę owijać w bawełnę. Zapewne wiesz, co się dzieje w podziemiach - przytaknął - Ten głupiec, Emezael, zmarnował już swoją szansę. Czas, by teraz kobiece ręce się za to wzięły.
- Chcesz pozbawić go tronu? - spytał z niedowierzaniem. - Myślisz, że ci się uda? Emezael już długo utrzymuje całe piekło w swej władzy i większość demonów stoi po jego stronie. Nie sądzę, czy zgodzą się na demokratyczne wybory. Wiesz, że oni nie lubią zmian.
- Nie doceniasz mnie, mój drogi - odparła z niebezpiecznym uśmiechem - Ja też mam sprzymierzeńców, którzy chętnie zobaczyliby głowę Emezaela nabitą na pień. I ja tego pragnę. Dlatego chciałam się z tobą spotkać. Wiesz, że szanuję cię i chętnie widziałabym upadłego anioła po mojej stronie.
- Nie jestem upadłym. Dlaczego myślisz, że zdradzę własną krew i przyłączę się do ciebie? - spytał. Nie mógł przyznać, iż wcześniej o tym nie myślał. Miał już dość tego anielskiego życia i w głębi duszy czekał tylko na okazję, która pozwoliłaby mu się stamtąd wyrwać. I właśnie ją dostał. Jednak nie był przygotowany, na to, że jego pragnienia się urzeczywistnią. Gdybanie gdybaniem, ale teraz musiał podjąć decyzję.
- Wiem, że tego chcesz. Często wspominałeś mi, że chciałbyś zerwać kiedyś plakietkę grzecznego aniołka i w końcu masz szansę. Wybór należy do ciebie. Niedługo czeka nas wojna. Od ciebie zależy, po której stronie staniesz. Mówiąc szczerze, nie chciałabym walczyć przeciw tobie. Szkoda byłoby stracić tak dobrze zapowiadającego się sojusznika - Z oczu Lilith biła pewność siebie. Nie miała wątpliwości, kto ucierpiałby w ich walce, gdyby do niej doszło. - Dam ci czas na zastanowienie się. Przyjdź do mnie, gdy się zdecydujesz, lecz nie zwlekaj zbyt długo, bo może być już za późno - Marcus jedynie przytaknął. - Teraz chcę ci kogoś przedstawić. To jest jeden z moich sojuszników, o których ci wspominałam.
Nagle przy boku Lilith pojawił się wysoki, postawny mężczyzna o zaczesanych do tyłu brązowych włosach. Na jego twarzy widniał kpiący uśmiech. Marcusowi źrenice się rozszerzyły. Wiedział, kim on był.
- Ty! Ty jesteś ojcem...
- Nie! - przerwał mu gwałtownie. - Nie jestem ojcem tego... tego potwora - powiedział z odrazą.
* * * *
- Widzę, że się obudziłeś. Dobrze się czujesz? - odparła czerwono włosa kobieta, która właśnie weszła do pokoju gościnnego. Jej francuski akcent nie był tak wyraźny, jak u córki, ale dało się go rozpoznać Mimo, iż jej twarz nie była jeszcze naznaczona wiekiem, to z zielonych oczu biła taka mądrość, jaka występuje u dorosłych i znających życie ludzi. Odgarnęła kosmyk krótkich włosów za ucho i uśmiechnęła się łagodnie.
- Tak, dziękuję. Również za to, że mi pani pomogła - Hao skłonił się lekko z wyrazem szacunku. Patrzył, jak kobieta siada na krześle znajdującym się obok łóżka i całuję córkę w czoło na przywitanie.
 - Nie musisz mi dziękować, w końcu jestem pielęgniarką i moim obowiązkiem jest pomaganie potrzebującym ludziom. Poza tym uratowałeś mój skarb i za to będę ci wdzięczna do końca życia. Nie wiem, co bym zrobiła, gdybym ją straciła - Czule pogłaskała Emi po włosach, która zarumieniła się lekko. - Czy pamiętasz, jak wyglądał tamten mężczyzna? Pomogłoby to policji w poszukiwaniu tego bandyty.
- Dzwoniłaś na policję? - spytała ze strachem Emi, a z jej twarzy zniknęły kolory wcześniejszego zarumienienia.
- Prosiłaś mnie, żebym tego nie robiła, więc nie dzwoniłam. Jednak uważam, że powinniśmy zawiadomić policję, inaczej on nadal będzie czuł się bezkarny. Nie mogę na to pozwolić - odparła stanowczo.
- Mamo - jęknęła cicho kasztanowłosa nie podnosząc wzroku z białej pościeli - Mówiłam ci, że było ciemno i praktycznie nic nie dało się zobaczyć. Ja...ja chcę o tym zapomnieć. Proszę, dajmy już z tym spokój - spojrzała błagalnie na rodzicielkę.
Hao obserwował ich w milczeniu. Czyli Emilie nie powiedziała matce, co tak naprawdę się stało. Jemu było obojętnie czy ona dowie się o tym zabójstwie, czy nie. Lecz wygląda na to, iż dziewczyna nie chce, by to wyszło na jaw. Śmieszyło go to, że tak stara się ukryć jego zbrodnię. Z drugiej strony na razie miał dość kłopotów i nie potrzebna mu była jeszcze histeryczna kobieta, więc postanowił włączyć się do gry brunetki.
- Chciałbym pomóc, ale niestety nie widziałem dokładnie, jak on wyglądał, bo, jak powiedziała Emilie, było zbyt ciemno. Poza tym wszystko działo się tak szybko. Nie sądzę jednak, że będzie próbował jeszcze raz zaatakować pani córkę. On był tylko zwykłym przestępcą.
- Ale on mógł nawet ją zabić - odparła słabym głosem. Zacisnęła pięści na kolanach, by ukryć drżenie rąk. - I ciebie również.
- Mamo, proszę - pisnęła Emi ze łzami w oczach. - Obiecuję, że nie będę sama wychodzić z domu po zmroku i będę chodzić tylko tam, gdzie jest dużo ludzi, ale nie rozmawiajmy już o tym. Nie chcę do tego wracać - Pojedyncza łza spłynęła po jej policzku.
Przez chwilę pani Bonnet przyglądała się jej w ciszy, po czym troskliwie otarła mokry ślad i mocno przytuliła córkę.
- Dobrze, kochanie. Nie będziemy do tego wracać. Ja tylko bałam się, że mogę cię stracić. Drugi raz bym tego nie zniosła.
- Wiem, ale nic mi nie jest - szepnęła, bardziej wtulając się w matczyne objęcia, jakby szukając w nich schronienia przez otaczającym ją światem.
Hao odwrócił wzrok w stronę okna, gdzie mały skowronek spokojnie siedział na parapecie. Ta scena przywołała wspomnienia, które tak głęboko skrywał w sobie, nie pozwalając, by wydostały się na światło dzienne. Asano-ha, która zawsze była przy nim, obdarzając go miłością, zrozumieniem, którego na próżno szukał u innych. To ona stworzyła mu idealny dom, chroniąc go przed złem. Lecz to szybko się skończyło. Teraz był tylko on i nauczył się, jak sobie samemu radzić w życiu. Nikogo już nie potrzebował. Nikogo.
- Chciałbyś zadzwonić do rodziców, żeby się nie martwili? - Z zamyślenia wyrwał go głos kobiety, która zdążyła już puścić ze swoich objęć Emi i bacznie mu się przyglądała.
- To nie będzie konieczne. Nie mam rodziny, do której mógłbym zadzwonić - oznajmił bez emocji.
- Przykro mi, nie wiedziałam - odparła ze smutkiem mama brunetki.
Asakura nie odpowiedział, a jedynie kiwnął głową na znak, że wszystko w porządku. Ze znużeniem przyglądał się pokojowi i wszystkim, co się w nim znajdowało. Pomieszczenie nie było bogato urządzone, lecz właśnie ta skromność dodawała mu uroku. Na komodzie z ciemnego drewna stała figurka przedstawiająca anioła siedzącego na głazie i spoglądającego na sufit.
- Mamo... - zaczęła ostrożnie Emilie - Czy Hao mógłby u nas zamieszkać? Na razie nie ma gdzie się zatrzymać, a ten pokój i tak stoi pusty. W ten sposób mogłybyśmy odwdzięczyć się - Spojrzała matce głęboko w oczy, by być jak najbardziej wiarygodną. Wiedziała, że to zawsze działa...no prawie zawsze.
- Nie wiem czy to jest dobry pomysł - powiedziała tak, by nie urazić chłopaka.
- Proszę, zaufaj mi. Tylko na jakiś czas. Wiem, co robię - dodała Emi.
- Dobrze, zgadzam się - uśmiechnęła się. - Ufam intuicji swojej córki. Jeśli masz tu zamieszkać, musisz przestrzegać moich reguł, rozumiesz? - zwróciła się do Asakury łagodnym głosem, choć dało się usłyszeć w nim nutę ostrzeżenia.
Szatyn przez moment milczał analizując całą tę sytuację. W końcu doszedł do wniosku, że może się zgodzić. I tak nie ma na razie gdzie mieszkać, poza tym może się przyjrzeć dziewczynie z bliska.
- Rozumiem - odparł, uśmiechając się nieznacznie.
- Super! - krzyknęła wesoło Emi z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Wiem, że się cieszysz, ale teraz muszę zbadać naszego pacjenta. Możesz mi przynieść apteczkę z pokoju? - zapytała.
Kasztanowłosa pokiwała energicznie głową i szybko wyszła z pokoju.

* * * *
Witam:)

Minął już jakiś czas odkąd coś się tu pojawiło, ale tak wyszło. Mam nadzieję, że rozdział był do przetrawienia, bo szczerze mówiąc, czuję, że mi nie za bardzo wyszedł.
Nie mam pojęcia, kiedy pojawi się nowy rozdział, gdyż teraz mam trudny okres i wątpię czy znajdę czas na pisanie. Za ponad miesiąc mam koniec semestru, poza tym matura w tym roku. Muszę opanować cały materiał z rozszerzonej biologii i geografii.  >.< Zastanawiam się, co mi odbiło...ale jeśli chcę dostać się tam, gdzie planuję, to muszę się wziąć za siebie, prawda?
Obiecuję, że będę pisać w każdej wolnej chwili, ale nie wiem jak to wyjdzie. Jednak nie zamierzam porzucać tego opowiadania, za bardzo byłoby mi szkoda. Przywiązałam się do was.^^

Kolejna sprawa. Jeśli pewna osoba o pseudonimie Hab^^ zechciałaby kiedyś wyjść ze swojej kryjówki, to proszą o kontakt ze mną. Mam parę pytań, które może nie są aż tak ważne, lecz będą mi przydatne.:)

Jak już zauważyliście na blogu, przyłączyłam się do akcji ,,obserwuję-nie spamuję''. I dlatego od teraz nie informuję osób z bloggera. Blogerek z onetu to nie dotyczy.

Chciałam zareklamować pewną stronę należącą do Susan. Obiecałam jej to już jakiś czas temu, ale wyszło, jak wyszło. Gorąco zapraszam  tutaj. To jest gra RPG/PBF o Shaman king.
A teraz na koniec, specjalnie dla Yohao, która przekonała mnie do tego, umieszczam obrazki własnego autorstwa.^^



7 komentarzy:

  1. Ok, *bierze głęboki oddech* to po kolei:
    1. PIERWSZAA!!! :D
    2. Masz talent do rysowania ^^ Cudny obrazek z Yohsiem *.* Dzięki, że jednak je wstawiłaś.
    3. A teraz już o rozdziale:
    a) Emi jest bardzo miłą, pozytywną osóbką, więc ze spokojnym sumieniem mogę powierzyć jej Haosia ^^ Mamę też ma fajną :D
    b) Z niecierpliwością czekam na kolejny fragment o Yohsiu ;) Brak bliźniakowych notek rekompensuje mi jednak dużo Haosia, więc spox ;P
    c) Czy mi się tylko wydaje, czy ten "mężczyzna o zaczesanych do tyłu brązowych włosach" to Mikihisa? Czy tylko ja mam takie głupie skojarzenia? (ostatnio jak usłyszałam blondyn z bronią to od razu myślę "Maeco"... Mam fioła^^)
    Ehh.. Nie mam dzisiaj głowy do komentarzy...
    SUPER, ŻE WRÓCIŁAŚ :D Mam nadzieję, że wkrótce uda się na pogadać na gg ;)
    Buziaki od Asakuroholiczki :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Łiiiiiiii :D wreszcie napisałaś kolejny rozdział *O* tyle na niego czekałam że masakraa,a tu buch! i się wreszcie pojawił :D cóż będę dalej mówić rozdział jest po prostu świetny tak jak mówiłam Hao górą i dobrze że żyje :D pozdrawiam i czekam na next^^

    p.s
    Te obrazki są bardzo ładne *O*

    To ja Yin-chan tylko zmieniłam nick^6

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział. : D Emilie łatwo namówiła swoją mamę na to, żeby Hao u nich zamieszkał. Dobra manipulatorka. I za to ją lubię. XDD Postać ogólnie ma bardzo fajny charakter, mam nadzieję, że w dalszych częściach rozwiniesz co nieco o jej zdolnościach.
    Tak jak Yohao, też mi się ten mężczyzna o brązowych włosach kojarzy z Mikihisą. :3
    Bardzo podoba mi się rysunek nr 1 (jestem wielką fanką FMA). *-*

    OdpowiedzUsuń
  4. Wspaniały rozdzaił. Emi to miła i delikatna dziewczyna, ale też stanowcza, cos mi się zdaję że przystopuje mordercze zapędy pewnego przystojnego, długowłosego bruneta ^^

    czekam na next ^^

    OdpowiedzUsuń
  5. obrazki z braciszkami^o^ moja chcieć takich więcej^o^
    nom nareszcie nowy rozdział;P chociaż nie narzekam, sama nie mam się czym pochwalić^^'
    ciesze się, że Haoś znalazł opiekę:) mam nadzieję, że Emi nie tylko zajmie się ranami fizycznymi Hao, ale też palnie go porządnie w łeb, żeby mu się w rozumku poprzestawiało na odpowiednie miejsce i żeby poszedł pogodzić się z braciszkiem;D
    a ten sojusznik Lilith wzbudził we mnie BARDZO złe przeczucia...:/
    rozdział się podobał:) buziaczki i czekam na next:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ohayo Kochana! :3

    Kogo moje oczy widzą? Kasumi-chan :3 Stęskniłam się za Twoimi cudownymi rozdziałami. Dzisiaj przypadkowo weszłam sobie na Twojego bloga, by dodać do linków na drugim blogu. Patrzę, a tu następny rozdział. Ja nie mogę, ależ się cieszę.

    Mnie także długo nie było... Na wszystkie kurczaki, to trzeba mieć szczęście, by podczas biegu skręcić sobie staw skokowy... ==" (Gips) Ach... No dobra już nie przynudzam tylko pisze na temat rozdziału:

    Moim skromnym zdaniem zasługuje na NOBLA! Nasz Haoś w roli głównej i malina. :3 Ta Emi swoim entuzjazmem przypomina mi Yosia. Ma naprawdę fajną osobowość i chyba zaczyna mieszać Naszemu bliźniakowi w głowie, ale to dobrze. Ach... co by tu jeszcze... Aaaa... szykuje się niezła akcja. :3

    Pozdrawiam i buziaki :* :]

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo podobało mi się twoje opowiadanie:) Ogólnie, wole nie mówić
    "pięknie,ślicznie" bla bla bla tylko napisać swoją prawdziwą opinie. Ehh...właśnie siedze w biblitece w szkole, a obok jacyś okropni ludzie grają na komputerze i zachowują sie jak...zwierzęta. Nienawidzę szkoły.

    Więc, jeśli chodzi o twoje opowiadanie, moja ulubiona tematyka<33 Uwielbiam jak któryś z braci ucierpi i potem ktoś sie musi nim zajmować(najlepiej jak to ten drugi brat, to takie urocze^^) Nie podobał mi się ten motyw z matką. To wszystko zniszczyło mi kompozycje, jednak ukazanie Hao w twoim opowiadaniu było pierwszorzędne <33 Czytałam dzisiaj rano przed szkołą,super:)))

    OdpowiedzUsuń